941-946

[8-13 Nov 2011]

Dynia zdradziła ideały sufrażystek.
Dynia sprząta, gotuje, układa w szafach porcelanowe talerze, rozwiesza pranie, przynosi kapcie, wyciera podłogi, ściera kurze, karmi plastikowe dzieci.
- Może samochodzik, Dyniu? – wabię czerwoną furgonetką. – śrubokręt, obcęgi, młotek, liczydło, abecadło, procesor tekstu, załogowy lot na Marsa?
Dynia energicznie zaprzecza, gdzieś z wysokości trzewi, głosem niskim, artykułuje bardzo wyraźne OH NO!, pospiesznie oddala się w stronę kuchni, gdzie przyozdabia zapiekankę naręczem brokułów.
Kosztem brokułów.
Kosztując brokułów.
Idyllę przerywa dopiero histeria na widok zapiekanki znikającej w piecu.
Ochronka realizuje program dziewiętnastowiecznej pensji dla panienek?

(...)
Proszona o udostępnianie nosa w celu wlewania weń kropli (glut wycofuje się powoli), Dynia aranżuje swe zrezygnowane jestestwo na podłodze i bez protestu (!) pozwala sobie wlewać.
Odnotowuję: zachowanie radykalnie odmienne od ojcowskiego.

(...)
Tydzień zlepił mi się w jedną bryłę dni.
Równie burą jak wczesnoszkolne eksperymenty z plasteliną dostępną onegdaj w trzech kolorach: burym, burszym i brudnym.
Radość życia utraciłam już przy wtorku.
Coż gorszego niż poniedziałkowy Hawajskiego monolog w pociągu o świcie?
Ten sam monolog, ten sam! O rzeźniku i szampaniku odtworzony o tej samej porze we wtorek.
Czwarty od stałej obsady pociągowego stolika był w poniedziałek nieobecny, więc kara i odpowiedzialność zbiorowa.
Świąteczny jadłospis Hawajskich odtwarzam na wyrywki.
(Złośliwie parsknęłam przy niespodziewanym wyznaniu Hawajskiego: ‘Tyle wypoczynku! Tyle! Nie miałem nawet sił, by zrobić coś z włosami…’
Hawajski jest łysy na czubku, na łyso ma przystrzyżone kępki nad uszami, więc pytam, co zrobić z włosami?
Przykleić?)
Reszta tygodnia pod kilem, głównie roztrząsając retorycznie dosyć filozoficzną kwestię: czy to miejscowe, czy może pangalaktyczne, że jawi się jakimś wyjątkowym nietaktem (AAAAAAA!!! Kaczko!!! AAAAAAA!!!), wytknąć publicznie, słowem uprzejmym, acz szczerym, że ktoś nie dopełnił obowiązków zawodowych?
Bo ja, na przykład, swoich głupio ciągle jeszcze dopełniam, a przecież i ja mam w zanadrzu listę przeszkód, na które mogłabym się przyjemnie licytować.
Ukoronowaniem, sobota Matek Stowarzyszonych.
Sala zabaw dziecięcych.
Inferno.
Do szpiku nienawidzę.
Hałasu, tłoku, brodzenia w smarkach i plwocinach, nieracjonalnego szaleństwa, wycia, pisku, przepychania, skakania i tratowania na oślep, potu, smrodu skarpet i odoru jedynego dostępnego chyba tu proszku do prania.
... i nie ogarniam, że są rodzice, którzy w to wpuszczają raczkujące niemowlęta sami rozsiadając się na kanapie za płotem? Za to ja, Matka Nieustającej Pomocy na kolanach przez te rury, baseny, siatki, zjeżdżalnie.
Za Dynią.
R-E-W-E-L-A-C-J-A (!).

Do szpiku nienawidzę.
Byłoby prościej, gdyby Dynia w te szachy w kąciku, a nie, że przymusowy (dla mnie) kontakt z (jej) grupą rówieśniczą.
Wymięta do granic z grymasem patrzę w poniedziałek.



©kaczka
4 comments on "941-946"
  1. Pusc Dynie na wolnosc. Jak spusci kilku niemowlakom manto to inni rodzice tylki poderwa z lawek;)
    A propos jej zapedow: mamy w domu plastikowa kuchnie z wyposazeniem, miotle do podlogi odpowiedniej dlugosci i udostepniamy wszelkiego rodzaju szmaty i szmateczki. Zapraszamy Dynie na sesje sprzatania i gotowania z Pociecha, kiedy to mamusie beda pily kawe i jadly czekoladki;))))))))))
    Loulou

    ReplyDelete
  2. Myślę, czuję, do szpiku przeczuwam, że czas na Martini. Całą serię nawet... ;-))) Kochana. Solidaryzuję się. Flaga protestu na chwiejnym maszcie mojej wytrzymałości...

    ReplyDelete
  3. och jak ja Cię rozumiem... dostaję drgawek, kiedy mam przekroczyć próg tego przybytku "rozkoszy" dziecięcej... dołóż do tego ogłuszający ryk pseudodziecięcej "muzyki" "rozrywkowej"....

    (beciagie)

    ReplyDelete
  4. > Lou: puscilabym, naprawde bym puscila. Dynia juz wie, kiedy dac w ryj, ale musi miec przeciwnika o porownywalnej masie ciala. Nadal przegrywa w zderzeniu ze wscieklym, rozpedzonym pieciolatkiem. I dlatego nie potrafie objac rozumem, ze mozna porzucic siedmiomiesieczne niemowle w basenie kulek i liczyc na zdrowy rozsadek wskakujacych don na oslep pieciolatkow. Zaproszenie przyjmujemy!
    > Tomaszowa: kroplowka z Martini! Matkom Stowarzyszonym chyba tez sie przejadlo, bo ich dziatki sa raczej mniej subordynwane i bardzie zadne przygod niz Dynia, wiec ustalily, ze nastepnym razem ojcowie do sali zabaw, matki do pubu.
    > Bea: ... probuje sobie przypomniec, czy byla muzyka. jesli byla to zagluszona przez wyjce! :-)

    ReplyDelete