[15-18 Nov 2011]
(...)
Ciągnie jesienią.
W szczelinie między dniem a nocą pociągi przypominają ogromne, luminescencyjne, bezszelestne gąsiennice.
Peronowa jesień błyskawicznie studzi kawę w papierowym kubku, sezonowy syrop Merry Christmas wytrąca się na dnie, tradycyjne ciastko przyozdobione pudrowaną choinką trwale zalepia. Nie pamiętam, gdzie zostawiłam szalik.
Połyka mnie gąsiennica.
W pociągu przejrzę rachunki.
Ustalę jadłospis.
Napiszę list.
Zwinę przędzę w kłębek.
Spakuję paczkę.
Owinę prezent w kolorową bibułkę.
Mój train-office.
(...)
Infekcja trwa średnio dziesięć dni. Dwadzieścia dziecięcych infekcji rocznie to norma. - taki wgląd w medyczne statystyki przyniósł Norweski z przychodni, do której zabrał zakasłaną Dynię.
- Jesteś pewien? Dwadzieścia? Na jedno dziecko? Na jedno dziecko, czy na całą wieś? - niedowierzam. Norweski się obraża.
Glut zstępuje, Dynia kaszle i ma febrę.
Matka warująca sypia na dywaniku pod dziecięcym łóżkiem.
Dziesięć dni razy dwadzieścia? Dwieście dni?! Ponad pół roku w uzasadnionej chorobie, glucie, kaszlu i smarku? Ponad pół roku na dywaniku?
Lepiej zainwestujmy w futon.
O trzeciej w nocy wystudzona Dynia podrywa się z łóżka, żąda ekscerptów antologii Brzechwy czytanych z podziałem na role, a gdy matczyna interpretacja ją nudzi, opracowuje odważną, wyzwoloną choreografię pod ‘Schlaf, kinder, schlaf’, które wydobywa z siebie brzuchomówcza, mechaniczna owca, gdy pociągnąć ją za sznurek wystający z zadu.
Szpagat tu, szpagat tam, pas de deux ze świnią Peppą, sekwencja ćwiczeń przy drążku.
Isadora Duncan w piżamie w paski.
(...)
Ochronka, która wydała wczoraj Dynię febryliczną i nieszczęśliwą, przejechała dziś pół wsi, aby oddać łyżkę.
Oddała głupią łyżkę ze stali edelstahl nierdzewnej, a ni słowem nie zająknęła się o bieżące parametry Dyni.
Przyznaję, odebrałam to jak cios w przeponę.
Może to przez Reisefiber. Ochronka odlatuje na dwa tygodnie do Honolulu (biorąc pod uwagę czesne w ochronce, aż dziw, że jedynie do Honolulu, a nie na Proxima Centauri klasą biznes.).
Może to dlatego, że dziecko i febra to na Wyspie połączenie tak oczywiste, jak herbata z mlekiem.
A może dlatego, że nie ma tu co, durna kaczko, szukać sentymentów...
Ochronka jest przedsiebiorstwem opiekuńczym i tyle.
©kaczka
(...)
Ciągnie jesienią.
W szczelinie między dniem a nocą pociągi przypominają ogromne, luminescencyjne, bezszelestne gąsiennice.
Peronowa jesień błyskawicznie studzi kawę w papierowym kubku, sezonowy syrop Merry Christmas wytrąca się na dnie, tradycyjne ciastko przyozdobione pudrowaną choinką trwale zalepia. Nie pamiętam, gdzie zostawiłam szalik.
Połyka mnie gąsiennica.
W pociągu przejrzę rachunki.
Ustalę jadłospis.
Napiszę list.
Zwinę przędzę w kłębek.
Spakuję paczkę.
Owinę prezent w kolorową bibułkę.
Mój train-office.
(...)
Infekcja trwa średnio dziesięć dni. Dwadzieścia dziecięcych infekcji rocznie to norma. - taki wgląd w medyczne statystyki przyniósł Norweski z przychodni, do której zabrał zakasłaną Dynię.
- Jesteś pewien? Dwadzieścia? Na jedno dziecko? Na jedno dziecko, czy na całą wieś? - niedowierzam. Norweski się obraża.
Glut zstępuje, Dynia kaszle i ma febrę.
Matka warująca sypia na dywaniku pod dziecięcym łóżkiem.
Dziesięć dni razy dwadzieścia? Dwieście dni?! Ponad pół roku w uzasadnionej chorobie, glucie, kaszlu i smarku? Ponad pół roku na dywaniku?
Lepiej zainwestujmy w futon.
O trzeciej w nocy wystudzona Dynia podrywa się z łóżka, żąda ekscerptów antologii Brzechwy czytanych z podziałem na role, a gdy matczyna interpretacja ją nudzi, opracowuje odważną, wyzwoloną choreografię pod ‘Schlaf, kinder, schlaf’, które wydobywa z siebie brzuchomówcza, mechaniczna owca, gdy pociągnąć ją za sznurek wystający z zadu.
Szpagat tu, szpagat tam, pas de deux ze świnią Peppą, sekwencja ćwiczeń przy drążku.
Isadora Duncan w piżamie w paski.
(...)
Ochronka, która wydała wczoraj Dynię febryliczną i nieszczęśliwą, przejechała dziś pół wsi, aby oddać łyżkę.
Oddała głupią łyżkę ze stali edelstahl nierdzewnej, a ni słowem nie zająknęła się o bieżące parametry Dyni.
Przyznaję, odebrałam to jak cios w przeponę.
Może to przez Reisefiber. Ochronka odlatuje na dwa tygodnie do Honolulu (biorąc pod uwagę czesne w ochronce, aż dziw, że jedynie do Honolulu, a nie na Proxima Centauri klasą biznes.).
Może to dlatego, że dziecko i febra to na Wyspie połączenie tak oczywiste, jak herbata z mlekiem.
A może dlatego, że nie ma tu co, durna kaczko, szukać sentymentów...
Ochronka jest przedsiebiorstwem opiekuńczym i tyle.
©kaczka
Droga Matko Zatroskana, ja wiem , że smutek ,że żal, że serce pęka i etc , etc ale kurde sama już nie wiem.
ReplyDeleteJak patrzę na to ZDROWE TUTAJ SPOŁECZEŃSTWO W WIEKU PRODUKCYJNYM, na to latanie w japonkach i rękawku krótkim (jeśli w ogóle ten rękawek jest ) w okolicach kalendarzowego bieguna zimna to myślę - a może w tym szaleństwie wychowawczodziecięcym jest metoda?
Uprzejmnie donoszem , ze dziecka somisadki dwa własne, dwa siostrzane z glutem do pasa, kaszlące niczym pensjonariusze sanatorium w Davos, codziennie wyjeżdżają do szkoły dla początkujących i nawet przez myśl pani somisiadce nie przechodzi, ze może One chore?
W każdym razie zdrowia życzymy!
PS
Kaczko, czy ja aby się nie za bardzo przyzwyczajam?
podobno tam u was to laski chadzają w mróz półnagie--znaczy w krótkich gaciach i krótkiem rękawkiem, ale za to w butach z futrem i termoforem, do nagich członków przykładenem? takie mam zeznania, to z geordyjskiego kraju, z Newcastle. donos od siostry mej, która pobiera tam nauki w zakresie mikrobiologii, mówi: oni majom inaczej z odpornościom (naukowo nie jest to potwierdzone, ale). goli latają, niemowlęta bez czapek z łysą głową na mrozie, glut do pasa--i żyją!
ReplyDelete> Zoska: Dynia tez, jak na slowianskie standardy, lata gola. Nawet jesli ubiore ja, i pozapinam, i uszczelnie slowianska reka, to w ochronce ja rozbiora, rozepna i rozszczelnia. I ja tez powoli dochodze do wniosku, ze dla Ochronkowej febra Dyni nie byla choroba. Ochronkowa nie wydzwonila Norweskiego z pracy, a wiesc o febrze Dyni byla w notatkach na ostatnim miejscu daleko za PS.
ReplyDeletePS ... alez skad! :-)
PS Zyczenia zdrowia przyjmujemy w kazdej ilosci. Zyczenia snu rowniez.
> dodo: moje pierwsze spotkanie z Wyspa mialo miejsce w Manchesterze na sympozjum o drozdzu w roku 2005 lub 2006. W kalendarzu oficjalnie trwala zima. Nadlecialam z Polnocy. Buty po uda, nauszniki, czapka,rekawice, ze ciekly azot mozna nimi przekladac, kurtka izolujaca, polarna ekspedycja. Ledwie wysiadlam z samolotu, a tu przemknela obok mnie zaawansowanie ciezarna w bluzeczce na ramiaczkach i w japonkach. Dziwie sie, ze z taka termoregulacja nie zachcialo im sie skolonizowac Alaszczan. A buty z futra (w zaleznosci od zasobow finansowych z autralijskiego futra albo z poliestru) modne tu odkad pamietam :-)
a co z pensjonariuszami ochronki, gdy ona będzie bawić 2 tyg na wywczasach???
ReplyDeleteBezszelestne pociągi? Naprawdę macie bezszelestne pociągi? Mój wjeżdża na poznański dworzec (ciągle w remoncie) jakby kto blachą o blachę walił.
ReplyDeleteI jak to: ochronka do Honolulu? Biorą dzieci takie malutkie i jadą na coś w rodzaju wielodniowej wycieczki? Czy to może jakaś metafora była?
agazpoznania
Moje latają w bodziaku z krótkim, bluzeczce z długim majtach i rajtach, bez kapci bo nie nadążam zakładać przy dwóch dziewczynach. U małej z rajtami też nie nadążam, co założę to metr dalej już leżą więc mam regułę. Trzy razy w ciągu dnia założyć ponownie a potem zniechęcić się i zająć czymś innym. Zapinanie bodziaka na rajty skutkuje rozebraniem się nawet z pieluchy jako kara za podstęp i nasikaniem na podłogę 10cm obok pampersa.
ReplyDeleteW domu nie mamy za ciepło bo jak podkręcę kaloryfery i się osuszy w powietrzu to mi zaraz puszcza jakaś rura krwionośna w nosie.
Ale skoro karki mają ciepłe a to podobno jakiś wyznacznik jest, to się staram nie martwić że kończyny lodowate.
Skoro się same namiętnie rozbierają to liczę na ich instynkt.
Jak zaczynają toczyć gile to na basen z jacuzzi.
Jak na dwór to bluzka polar i bezrękawnik puchowaty a u nas teraz 0-1 stopnia w GDA.
Napotykam dzieci tak opatulone, że nie wiem jakim cudem wepchnięte w wózek, z rękami poziomo na boki bo nie idzie zgiąć ani ruszyć. Głowa też sztywna od golfów czapek szalików i przywiązanych futrzastych kapturów, ale nic nie powiem, taki ze mnie tchórz, ponarzekam sobie potem tylko u Kaczki w komentarzach.
W porównaniu z Anglikami to i tak moje dzieci wyglądają jak dwa bałwany.
Tak, buty z futra rulez :) a ja o tym lataniu na wpół goło z termoforkiem to na poważnie--taka laskę moja siostra wyspotowała--z lekka zsiniałą, w krótkich spodenkach i butach z futra oraz z termoforem, który to przykładała do co bardziej zziębnietych części ciała :) Może Alasczan im się nie chciało kolonizować, bo marznąć to mogą przecież u siebie?
ReplyDelete> Patrasova: pensjonariuszom ochronki szuka sie zastepczej ochronki, ktora zwykle poleca biezaca ochronka. W wypadku Dyni - zbawiennie dla jej febr i suchotow, spedzi pierwszy tydzien z Frau Norweskolesna, ktora nadlatuje juz jutro, a kolejny tydzien z samym Norweskim. Ochronki zwyczajowo maja zwykle dwa tygodnie urlopu w roku. Nasza okolicznosciowo (zdaje sie okragle urodziny lub rocznica slubu)
ReplyDeletezdecydowala o dodatkowych dwoch. Nie bylo w planach sprowadzania Frau Norweskiej, ale poniewaz odmowilismy podrozy na Swieta... niech tam Frau porozpieszcza znekana glutem Dynie. Zdaje sie w dodatku, ze za cala ta choroba stoja zeby. Uzyskawszy nanosekundowy wglad w paszcze Dyniuty okazalo sie, ze posypalo sie takimi plaskimi, ktorych nie wykazala poprzednia inwentaryzacja. Niestety, Dynia nie wspolpracuje, a wrecz sabotuje - nawet przez sen - kontrole jamy ustnej, trudno wiec ustalic, czy zeby maja alibi. :-/
> Aga: nie, nie. ochronka sama jedzie na ten wywczas :-) A pociagi do tego stopnia bezszelestne, albo ja przyglucha, ze nie raz juz mi sie zdarzylo nie zauwazyc, ze wlasnie nadjechal :-)
> Ruffe: kolejny smakowity komantarz! Dynia wystrojona podobnie. Nie ma zimowej kurtki i jesli snieg nie spadnie to miec nie bedzie. Wozek ma taki fajny spiwor, ze wystaje z niego tylko twarz. Jesli biega to w kaloszach z welniana skarpeta, a na ataki mrozu kupilismy tydzien temu kozaki (do tej pory biegala w polbutkach, albo i bez polbutkow). Tez kontrolujemy kark. Nie jest Dynia klasycznie angielska, bo skarpety nosi a szyje oplata apaszka, choc w ochronce to pewnie i boso lata jak cala reszta ochronkowych. Bywaly dosc cieple dni w listopadzie :-) Kilka lat temu bylam na slowianskiej, wiejskiej imprezie. Upal trzymal jak cholera. Tysiac stopni w cieniu. Nie zapomne matki rozebranej prawie do naga, ktora wniosla niemowle odziane w nylonowe rajstopy, sweterek, kapelusz i aksamitna suknie z falbanami i tak stala z nim w slonecznej, laserowej plamie. Niemowle wylo, matka bezradnie rozkladala rece, 'przeciez napite, najedzone i suche...' Jedyny raz w zyciu, nie zdzierzylam i powiedzialam... :-) Dostrzegam tez, ze bardzo czesto ludzie/rodzice nie dociekaja przyczyn problemu/problemow a interesuje ich jedynie wyeliminowanie skutkow ubocznych, np. ryku. Nawet Norweski musial przejsc przyspieszony kurs ogladania swiata oczami Dyni :-)
> dodo: ja widzialam taka, ktora ogrzewala sie papierosem :-)
Mam Ci ja swoje miejsce w sieci (:
ReplyDeleteW komentarzach u Kaczki (:<
Somebody stop me! Muehehehehe.
Miałam dziś wyjściówę bezdzieciową po roku. W Sopocie się znalazł fajny alternatywny Puzon.
Jako siedziska stare szpitalne łóżka!
Trzy piwa i dobrze, że mnie odwieziono i dobrze, że nie tym łóżkiem.
A kiedyś to można było.. i nic nie było.
Protest: Jak jest teściowa u Kaczki, to kaczka pisze mało alebo wcale.
Ojej, alez tu tloczno u tej Kaczki...Jestem dziesiata w kolejce...Az nie wiem co napisac:)
ReplyDeleteU nas dzieci mnie zarazily i radosnie lykaja antybiotyki oraz tryskaja energia. Matka karmiaca polykac moze jedynie paracetamol, wiec zdycha. Doslownie.
ReplyDeleteWycieranie gluta to u mnie juz odruch tak bezwarunkowy, ze obawiam sie ycieram rowniez wtedy gdy nie ma. Od wrzesnia do czerwca dziecko bez gluta to zaprzeczenie prawom natury.
Loulou
> Ruffe: miejsca wszak pod dostatkiem, o wirtualna miedze sie klocic chyba nie bedziemy. Odnotowuje Puzon na marginesie miejsc, ktore zobacze jako emerytowana niemiecka turystka :-)
ReplyDelete> Ahora: glut i meczenstwo poprawiaja statystyki :-))) A ja z wrazenia wycielam komentarz do Twego poprzedniego komentarza! Napisalam w nim, ze bardziej obawialabym sie, ze polskie panie zechca w przedszkolu zalozyc zwiazki zawodowe :-)
> Lou: Dynia zaczela ocierac sobie sama. O innych :-) Wedlug naszego lekarza rodzinnego paracetamol leczy katar. I wszystko inne :-) Dyni, po matce, wysoka temperatura spada jedynie od ibuprofenu, co jest irytujace, bo paracetamol mamy w czopkach, a ibu w smaku syntetycznej truskawki... i okazuje sie, ze Dynia potrafi odmowic spozycia substancji spozywczej. Gromkim NO! przez zacisniete w linijke zeby i rzutem ciala. Truskawke mialam w koafiurze i w uchu...
Tesciowa moze inspirowac tworczo ;-)
Nooooo oooo syropy to jest dramat.
ReplyDeleteAczkolwiek potrafią mnie baby zaskoczyć.
Zeszłego rozstroju musiałam smectę wydzielać zamiast wmuszać w wannie (wanna ze względu na minimalizowanie strat)
Generalnie z moich obserwacji trzeba strasznie dużo robić z siebie durnia i takie roześmiane bździo łyknie trochę, żeby więcej durnia oglądać.
Macierzyństwo bywa upokarzające. W gościach potrafi 2,5 latka przybiec z kozą na palcu i ryknąć: Mamooo, mas gija.
X_X
Serio? Nie lubi syropu? U nas na widok butelki slychac w calym domu "Yupi! Siropek". A pozniej wrzask, ze tylko jedna lyzka. Zamieniamy sie?
ReplyDeleteLoulou