606

[30 Oct 2010]
606.

(...)
Pierwszy raz od trzynastu miesięcy wyszłam za drzwi bez Dyni.
Fizycznie bez Dyni, fizycznie bez pępowiny, fizycznie bez rąk chirurgicznie przytwierdzonych do wózka.
O dziwo, nie uniosłam się nad ziemią, nie chwyciłam wiatru wolności w skrzydła, nie spadły ze mnie macierzyńskie kajdany, nie odczułam ulgi.
Ani nie uciekałam, ani nie biegłam z powrotem.
Pospolitym spacerem przez jesień.
Jakie to wszystko, mimo moich lęków o bezpowrotnie utraconą niepodległość, okazało się proste.
To, co kiedyś robiłam sama, teraz robimy razem.
To, czego nie możemy robić razem, odkładam na później.
(Prędzej czy później wszak nadejdzie później.)
Bez żalu.


©kaczka
4 comments on "606"
  1. Świadomość w macierzyństwie jest warunkiem spełnienia. Z uznaniem przyglądam się Waszemu.

    ReplyDelete
  2. Wyrodna matka. Do pasa przywiązać, do 18 lat albo i dłużej ze sobą wszędzie targać, karabin kupić, absztyfikantów domniemanych na muszkę wziąć, z życia towarzyskiego całkowicie zrezygnować, włosy tłuste nosić, nerwowo, co rusz, zerkać na zegarek, o sobie zapomnieć. Amen.

    ReplyDelete
  3. > Tomaszowa: dziekujemy!
    > Zoska: troske o karabiny i absztyfikantow zawierzamy Norweskiemu :-)
    > Iwona: Norweski spal, Dynia lezala w kolysce i metodycznie odgryzala sobie rece :-) Przezyli oboje.

    ReplyDelete