[23 Dec 2017]
(...)
W czwarte urodziny Biskwita sypał śnieg i ścisnął mróz.
Wychodząc zatem o świcie z domu, by wcisnąć dzieciny adekwatnym placówkom edukacyjnym, miałam na sobie:
- kurtkę narciarską,
- peruwiańską czapkę,
- kuchenne rękawice,
- walonki,
- dwunastotonowy tornister,
- torbę z odzieżą na wuef plus buty,
- torbę na prace plastyczne, rękodzieło i wnętrzności kucyka trojańskiego,
- torbę z laptopem,
- własny plecak z obiadem (kilo bezglutenowej sałaty),
- karton z dwoma plackami urodzinowymi dla czterdziestu cherubów,
- trzy litry ekologicznego soku z jabłek,
- spacerówkę z Biskwitem (Biskwit w wieczorowym tiulu),
- kosz przekąsek Biskwita,
- dwie parasolki,
- przekonanie, że jeśli upadnę pod tym wszystkim to nawet najlepszy owczarek z GOPRu nie odnajdzie mnie do wiosny.
Rzężąc z wysiłku jak nasza szkapa zrzuciłam pod szkołą jedno dziecko, a z nim dwunastotonowy tornister oraz torbę z gimnastycznym trykotem.
Natura już czyhała, fantazjując o zastosowaniach tej próżni i perswazją naszpani od Mastodontów próbowała mi wcisnąć na odchodne świąteczny stroik.
Przeciekłam naszpani przez materię psychologicznego szantażu ('O ten, tam! Największy! To dzieło życia pani dziecka! Tak! Ten jak młyńskie koło! Dokładnie! Ten właśnie!') i zwiałam.
Albowiem mam wyliczone, że na dotarcie do kolejki podmiejskiej, od drzwi szkoły do stacji, potrzebuję szesnaście i pół minuty. A z balstem to nawet więcej.
Co prawda, Deutsche Bahn uczy nieustannie pokory z rodzaju: następny dyliżans za dwa lata, dopuszczalne opóźnienie: dwa tygodnie. Jednak wiadomo, dyliżans zawsze odjeżdża o te pół roku wcześniej, wtedy, gdy najbardziej zależy ci, by do niego wsiąść.
Popędziłam zatem nadal odziana w:
- kurtkę narciarską,
- peruwiańską czapkę,
- kuchenne rękawice,
- walonki,
- torbę na prace plastyczne, rękodzieło i wnętrzności kucyka trojańskiego,
- torbę z laptopem,
- własny plecak z obiadem (kilo bezglutenowej sałaty),
- karton z dwoma plackami urodzinowymi dla czterdziestu cherubów,
- trzy litry ekologicznego soku z jabłek,
- spacerówkę z Biskwitem (Biskwit w wieczorowym tiulu),
- kosz przekąsek Biskwita,
- dwie parasolki,
Oraz w zupełnie nowe przekonanie, że jeśli to mnie nie zabije to nie wiem, co innego mogłoby.
I teraz scena.
Dopadam dyliżansu i rękami rozwieram zamykające się automatycznie drzwi.
Mam na sobie
- kurtkę narciarską,
- peruwiańską czapkę,
- kuchenne rękawice,
- walonki,
- torbę na prace plastyczne, rękodzieło i wnętrzności kucyka trojańskiego,
- torbę z laptopem,
- własny plecak z obiadem (kilo bezglutenowej sałaty),
- karton z dwoma plackami urodzinowymi dla czterdziestu cherubów,
- trzy litry ekologicznego soku z jabłek,
- spacerówkę z Biskwitem (Biskwit w wieczorowym tiulu),
- kosz przekąsek Biskwita,
- dwie parasolki
I wtedy przypominam sobie, że za trzy minuty muszę się połączyć z centralą Przymierza w ramach międzygalaktycznej telekonferencji na szczycie.
Zrzucam z siebie wszystko, wysypuję zawartość plecaka na podłogę, odnajduję telefon, wystukuję z pamięci czterdziestocyfrową sekwencję cyfr. Numer telefonu, numer konferencji, numer buta, numer słuchacza, wciśnij jeden, wybierz język, podaj kod dostępu...
(W didaskaliach Biskwit cały czas jest głodny i upiera się, że będzie jadł moją bezglutenową sałatę.)
...
...
...
Twój kod dostępu jest nieprawidłowy. Rozłącz się natychmiast albo twój telefon wybuchnie.
Natychmiast się rozłączam.
Zrzucam to, co założyłam na siebie w trakcie szamotania się z telefonem, czyli:
- kurtkę narciarską,
- peruwiańską czapkę,
- kuchenne rękawice,
- walonki,
- torbę na prace plastyczne, rękodzieło i wnętrzności kucyka trojańskiego,
- torbę z laptopem,
- własny plecak z obiadem (kilo bezglutenowej sałaty),
- karton z dwoma plackami urodzinowymi dla czterdziestu cherubów,
- trzy litry ekologicznego soku z jabłek,
- spacerówkę z Biskwitem (Biskwit w wieczorowym tiulu),
- kosz przekąsek Biskwita,
- dwie parasolki.
Szukam kartki z kodem dostępu. Znajduję ją w sałacie. Wystukuję z kartki czterdziestocyfrową sekwencję cyfr. Numer telefonu, numer konferencji, numer buta, numer słuchacza, wciśnij jeden, wybierz język, podaj kod dostępu...
...
...
...
Twój kod dostępu jest nieprawidłowy. Rozłącz się natychmiast albo twój telefon wybuchnie.
Ignoruję.
Wciskam przypadkowe dwadzieścia sześć cyfr.
Cud!
Odbiera Jesus.
Jesus, jak to Jesus, chce znać parametry techniczne zmywarki do brazylijskich krów.
Te, które miałam na dnie plecaka zanim rozsypałam i ponownie zsypałam jego zawartość.
Przyciskam telefon barkiem do ucha.
Zrzucam, co mam, czyli:
- kurtkę narciarską,
- peruwiańską czapkę,
- kuchenne rękawice,
- walonki,
- torbę na prace plastyczne, rękodzieło i wnętrzności kucyka trojańskiego,
- torbę z laptopem,
- własny plecak z obiadem (kilo bezglutenowej sałaty),
- karton z dwoma plackami urodzinowymi dla czterdziestu cherubów,
- trzy litry ekologicznego soku z jabłek,
- spacerówkę z Biskwitem (Biskwit w wieczorowym tiulu),
- kosz przekąsek Biskwita,
- dwie parasolki.
I pruję torby w nadziei, że zdążę, bo musimy wysiąść na następnym przystanku, inaczej dojedziemy do Berlina.
Dodatkowo, cały czas zabawiam Jesusa wartką i sensacyjną narracją o defektach zmywarek do krów.
Kątem oka widzę, że porwałam nią już cały wagon pasażerów.
Wszyscy milczą i bardzo bacznie mi się przyglądają.
I wtedy, dwie minuty przed stacją docelową, z telefonem dociśniętym uchem, gdy zarzucam właśnie na siebie:
- kurtkę narciarską,
- peruwiańską czapkę,
- kuchenne rękawice,
- walonki,
- torbę na prace plastyczne, rękodzieło i wnętrzności kucyka trojańskiego,
- torbę z laptopem,
- karton z dwoma plackami urodzinowymi dla czterdziestu cherubów,
- trzy litry ekologicznego soku z jabłek,
- spacerówkę z Biskwitem (Biskwit w wieczorowym tiulu),
- kosz przekąsek Biskwita,
- dwie parasolki,
przychodzi konduktor i pierwszy raz w tym roku chce obejrzeć mój bilet.
Najlepiej pod światło.
(Oraz zapewne pozwolenie na przewóz cygańskiego taboru pociągiem.)
A ja wiem, że ten bilet – kartonik w rozmiarze centymetr na pięć - ostatnio widziałam pod sałatą.
I mam go wyłuskać spod tej sałaty kuchennymi rękawicami!?!
(...)
W montessoriańskich jasełkach Biskwit wziął szturmem najgłówniejszą rolę Przenajświętszej Panienki w połogu.
Mój Biskwit złotowłosy, rumiane cherubięcie cięte prosto z rokokowych obrazów Watteau, odziany w welon z firanki i w białe giezło, dumnie złożył w żłobie Zbawiciela marki Baby Born.
W założeniu reżysera spektakl miał pozostać pantomimą.
I pozostał do momentu, gdy Trzej Królowie z Dalekiego Wschodu (w tych rolach jedyni egzotyczni użytkownicy przedszkola: Hindus, Chińczyk i Japończyk) pojawili się przed Maryją w stajence niosąc dary.
(Tiarę z tombaku, ojro z czekolady, herbatę ziołową i po resoraku.)
- Das ist mein Kind! Jesus! – wykrzyknął Biskwit na widok przybyszów, zagłuszając szeptany monolog naszpani.
A potem dodał:
- Ein Mädchen!!!
Rozumiecie potencjalne konsekwencje tej publicznej deklaracji?
Mój Boże! IT’S A GIRL!!!
(...)
A na nadchodzące dni kaczka życzy Wam, P.T. Czytelnicy, przenajświętszego spokoju.
I miłości!
©kaczka
(...)
W czwarte urodziny Biskwita sypał śnieg i ścisnął mróz.
Wychodząc zatem o świcie z domu, by wcisnąć dzieciny adekwatnym placówkom edukacyjnym, miałam na sobie:
- kurtkę narciarską,
- peruwiańską czapkę,
- kuchenne rękawice,
- walonki,
- dwunastotonowy tornister,
- torbę z odzieżą na wuef plus buty,
- torbę na prace plastyczne, rękodzieło i wnętrzności kucyka trojańskiego,
- torbę z laptopem,
- własny plecak z obiadem (kilo bezglutenowej sałaty),
- karton z dwoma plackami urodzinowymi dla czterdziestu cherubów,
- trzy litry ekologicznego soku z jabłek,
- spacerówkę z Biskwitem (Biskwit w wieczorowym tiulu),
- kosz przekąsek Biskwita,
- dwie parasolki,
- przekonanie, że jeśli upadnę pod tym wszystkim to nawet najlepszy owczarek z GOPRu nie odnajdzie mnie do wiosny.
Rzężąc z wysiłku jak nasza szkapa zrzuciłam pod szkołą jedno dziecko, a z nim dwunastotonowy tornister oraz torbę z gimnastycznym trykotem.
Natura już czyhała, fantazjując o zastosowaniach tej próżni i perswazją naszpani od Mastodontów próbowała mi wcisnąć na odchodne świąteczny stroik.
Przeciekłam naszpani przez materię psychologicznego szantażu ('O ten, tam! Największy! To dzieło życia pani dziecka! Tak! Ten jak młyńskie koło! Dokładnie! Ten właśnie!') i zwiałam.
Albowiem mam wyliczone, że na dotarcie do kolejki podmiejskiej, od drzwi szkoły do stacji, potrzebuję szesnaście i pół minuty. A z balstem to nawet więcej.
Co prawda, Deutsche Bahn uczy nieustannie pokory z rodzaju: następny dyliżans za dwa lata, dopuszczalne opóźnienie: dwa tygodnie. Jednak wiadomo, dyliżans zawsze odjeżdża o te pół roku wcześniej, wtedy, gdy najbardziej zależy ci, by do niego wsiąść.
Popędziłam zatem nadal odziana w:
- kurtkę narciarską,
- peruwiańską czapkę,
- kuchenne rękawice,
- walonki,
- torbę na prace plastyczne, rękodzieło i wnętrzności kucyka trojańskiego,
- torbę z laptopem,
- własny plecak z obiadem (kilo bezglutenowej sałaty),
- karton z dwoma plackami urodzinowymi dla czterdziestu cherubów,
- trzy litry ekologicznego soku z jabłek,
- spacerówkę z Biskwitem (Biskwit w wieczorowym tiulu),
- kosz przekąsek Biskwita,
- dwie parasolki,
Oraz w zupełnie nowe przekonanie, że jeśli to mnie nie zabije to nie wiem, co innego mogłoby.
I teraz scena.
Dopadam dyliżansu i rękami rozwieram zamykające się automatycznie drzwi.
Mam na sobie
- kurtkę narciarską,
- peruwiańską czapkę,
- kuchenne rękawice,
- walonki,
- torbę na prace plastyczne, rękodzieło i wnętrzności kucyka trojańskiego,
- torbę z laptopem,
- własny plecak z obiadem (kilo bezglutenowej sałaty),
- karton z dwoma plackami urodzinowymi dla czterdziestu cherubów,
- trzy litry ekologicznego soku z jabłek,
- spacerówkę z Biskwitem (Biskwit w wieczorowym tiulu),
- kosz przekąsek Biskwita,
- dwie parasolki
I wtedy przypominam sobie, że za trzy minuty muszę się połączyć z centralą Przymierza w ramach międzygalaktycznej telekonferencji na szczycie.
Zrzucam z siebie wszystko, wysypuję zawartość plecaka na podłogę, odnajduję telefon, wystukuję z pamięci czterdziestocyfrową sekwencję cyfr. Numer telefonu, numer konferencji, numer buta, numer słuchacza, wciśnij jeden, wybierz język, podaj kod dostępu...
(W didaskaliach Biskwit cały czas jest głodny i upiera się, że będzie jadł moją bezglutenową sałatę.)
...
...
...
Twój kod dostępu jest nieprawidłowy. Rozłącz się natychmiast albo twój telefon wybuchnie.
Natychmiast się rozłączam.
Zrzucam to, co założyłam na siebie w trakcie szamotania się z telefonem, czyli:
- kurtkę narciarską,
- peruwiańską czapkę,
- kuchenne rękawice,
- walonki,
- torbę na prace plastyczne, rękodzieło i wnętrzności kucyka trojańskiego,
- torbę z laptopem,
- własny plecak z obiadem (kilo bezglutenowej sałaty),
- karton z dwoma plackami urodzinowymi dla czterdziestu cherubów,
- trzy litry ekologicznego soku z jabłek,
- spacerówkę z Biskwitem (Biskwit w wieczorowym tiulu),
- kosz przekąsek Biskwita,
- dwie parasolki.
Szukam kartki z kodem dostępu. Znajduję ją w sałacie. Wystukuję z kartki czterdziestocyfrową sekwencję cyfr. Numer telefonu, numer konferencji, numer buta, numer słuchacza, wciśnij jeden, wybierz język, podaj kod dostępu...
...
...
...
Twój kod dostępu jest nieprawidłowy. Rozłącz się natychmiast albo twój telefon wybuchnie.
Ignoruję.
Wciskam przypadkowe dwadzieścia sześć cyfr.
Cud!
Odbiera Jesus.
Jesus, jak to Jesus, chce znać parametry techniczne zmywarki do brazylijskich krów.
Te, które miałam na dnie plecaka zanim rozsypałam i ponownie zsypałam jego zawartość.
Przyciskam telefon barkiem do ucha.
Zrzucam, co mam, czyli:
- kurtkę narciarską,
- peruwiańską czapkę,
- kuchenne rękawice,
- walonki,
- torbę na prace plastyczne, rękodzieło i wnętrzności kucyka trojańskiego,
- torbę z laptopem,
- własny plecak z obiadem (kilo bezglutenowej sałaty),
- karton z dwoma plackami urodzinowymi dla czterdziestu cherubów,
- trzy litry ekologicznego soku z jabłek,
- spacerówkę z Biskwitem (Biskwit w wieczorowym tiulu),
- kosz przekąsek Biskwita,
- dwie parasolki.
I pruję torby w nadziei, że zdążę, bo musimy wysiąść na następnym przystanku, inaczej dojedziemy do Berlina.
Dodatkowo, cały czas zabawiam Jesusa wartką i sensacyjną narracją o defektach zmywarek do krów.
Kątem oka widzę, że porwałam nią już cały wagon pasażerów.
Wszyscy milczą i bardzo bacznie mi się przyglądają.
I wtedy, dwie minuty przed stacją docelową, z telefonem dociśniętym uchem, gdy zarzucam właśnie na siebie:
- kurtkę narciarską,
- peruwiańską czapkę,
- kuchenne rękawice,
- walonki,
- torbę na prace plastyczne, rękodzieło i wnętrzności kucyka trojańskiego,
- torbę z laptopem,
- karton z dwoma plackami urodzinowymi dla czterdziestu cherubów,
- trzy litry ekologicznego soku z jabłek,
- spacerówkę z Biskwitem (Biskwit w wieczorowym tiulu),
- kosz przekąsek Biskwita,
- dwie parasolki,
przychodzi konduktor i pierwszy raz w tym roku chce obejrzeć mój bilet.
Najlepiej pod światło.
(Oraz zapewne pozwolenie na przewóz cygańskiego taboru pociągiem.)
A ja wiem, że ten bilet – kartonik w rozmiarze centymetr na pięć - ostatnio widziałam pod sałatą.
I mam go wyłuskać spod tej sałaty kuchennymi rękawicami!?!
(...)
W montessoriańskich jasełkach Biskwit wziął szturmem najgłówniejszą rolę Przenajświętszej Panienki w połogu.
Mój Biskwit złotowłosy, rumiane cherubięcie cięte prosto z rokokowych obrazów Watteau, odziany w welon z firanki i w białe giezło, dumnie złożył w żłobie Zbawiciela marki Baby Born.
W założeniu reżysera spektakl miał pozostać pantomimą.
I pozostał do momentu, gdy Trzej Królowie z Dalekiego Wschodu (w tych rolach jedyni egzotyczni użytkownicy przedszkola: Hindus, Chińczyk i Japończyk) pojawili się przed Maryją w stajence niosąc dary.
(Tiarę z tombaku, ojro z czekolady, herbatę ziołową i po resoraku.)
- Das ist mein Kind! Jesus! – wykrzyknął Biskwit na widok przybyszów, zagłuszając szeptany monolog naszpani.
A potem dodał:
- Ein Mädchen!!!
Rozumiecie potencjalne konsekwencje tej publicznej deklaracji?
Mój Boże! IT’S A GIRL!!!
(...)
A na nadchodzące dni kaczka życzy Wam, P.T. Czytelnicy, przenajświętszego spokoju.
I miłości!
©kaczka
I wznoszę na to wszystko toast na kaczą cześć grzańcrm wprost z fryzjerskiego fotela!
ReplyDeleteLepsza kaczka pod choinką
Niż zepsuta wędka z linką!
��
...aż się zmęczyłam samym czytaniem o tych walonkach, rękawicach kuchennych itd.
ReplyDeleteŻyczę więc z rozmachem - wszystkiego przenajświętszego ;)
Biore! I faktycznie, jest swiety spokoj, salatka z kartofli, beza z agrestem na kruchym spodzie, darowany bigos i Dynia juz umie grac w Cluedo...
DeleteBiskwitowi stu lat! Stu kucyków! Stu tart z glutenem, czekoladą i zasmażką!
ReplyDeleteA Kaczej rodzinie na święta i nie tylko: zdrowia, spokoju i nadziei w sercach. Wszak Jesus is (baby?) born!
W imieniu Biskwita pobieram te zyczenia, ale kto wykarmi kucyki! :P
DeleteNo to wszystko jasne Jezus jest kobietą, jak Kopernik. Liga broni, Liga radzi, Liga nigdy Cię nie zdradzi.
ReplyDeleteA konduktor przeżył?
Uciekl!
DeletePopatrzylam na niego Lucyferem i uciekl!
I co dalej z konduktorem???
ReplyDeleteWszystkiego, co najlepsze dla Was 🎄🎆💖
Dołączam się do pytania. Suspens jak w Millenium.
DeleteSuspens jak w Arabelli (Jarecka kazala to ogladamy, to zreszta, jak sie okazuje, kultowy serial dziecinstwa dla nas obojga) oraz jak w Grey's Anatomy (trzecia seria pod salatke z kartofla i darowany bigos).
DeleteKonduktora spopielilam wzrokiem.
Kochana, posłuszna Kaczka! Jak to się stało, że dopiero dziś czytam o tych przygodach?
DeleteAha, już wiem, pakowałam prezenty.
Kopernik była kobietą, Jezus też - co przyniesie nam nowy rok?
Ale jak to nie opublikowało?! Napisałam do Ciebie epicki komentarz z fryzjerskiego fotela, wznosząc toasty glühweinem! Niechże sobie najważniejsze przypomnę....
ReplyDeleteLepsza kaczka pod choinką
niż zepsuta wędka z linką.
Lepszy baby-dżisas w spódnicy
niż królowie* po ciemnicy.
(*trzech ich było, rzecz nomen omen jasna)
Twoj fryzjer czestuje winem!!!?
Delete(Ale nie dlatego, zeby pozniej twierdzic, ze sama chcialas te wlosy na rozowo?)
Lepsza z kaczka beza,
nizli usiasc na jeza!
Czestuje! nawet podgrzewa na zyczenie.
DeleteI chyba tylko dlatego, zeby mnie przekonac zeby obciac jej wlosy. Co tez uczynilam, a co!
Lepsza kaczka pod kartofle
niz znoszone juz pantofle!
AAAa
ReplyDeleteDama sdawala w bagaż:
Diwan
Ciemadan
Sakwajaż
Kartinu
Karzinu
Kartonku
I malieńkuju sabaczionku!
Kto, kto pamięta ten wierszyk?
Muszę powiedzieć, że od prezentów zapierających dech zdecydowanie wolę te co masują przeponę. Masaż wnętrznościami kucyka trojańskiego i resztą ingrediencji okazał się nad wyraz skuteczny!
Dlaczego KUCHENNE rękawice?
https://pastebin.com/AKWd8Cdm
DeleteEW, ja, ja, ja pamiętam ten wierszyk, i nawet - słowo honoru - miałam ochotę go wpisać! A dowód rzeczowy? fragment ciągu dalszego:
ReplyDeleteWydali damie na stancy
Cietyrie zieljonych kwitancy
O tom, szto połucien bagaż:
Diwan,
cziemodan,
sakwojaż,
kartina,
karzina,
kartonka
i maleńkaja sobaczionka.
Pamiętam też konkluzję - otóż nie wydano psinki:
potomu szto wa wremja puti
sabaka magła podrasti!
Są i inne działka tego typu:
Chaziajka adnażdy na bazar paszła
chaziajka z bazara damoj priniesła:
kartoszku, kapustu, markowku, garoch,
pietruszku i swiokłu, och!
I jaka szkoda, że pamiętam wierszyki, a porządna znajomość języka przepadła... Możemy się pocieszać, że jako osoby w określonym wieku - tak, tak - znamy alfabet inny niż łaciński. To jest atut!
No tolko razdalsia zwanok
ReplyDeleteUdrał iz wagona szczienok
Chwatilis na stancii DNO
Poteriano miesto adno...
Wdrug widiat stoit u kolios
Ogromnyj wzwieroszennyj pios
Pojmali jego i w bagaż
Tuda gdzie leżał sakwojaż, Kartina, korzina, kartonka,
gdzie prieżdze była sobaczionka
Sorry za te spolszczenia. Ale miło wiedzieć, że jest się w doborowym gronie tych, co językiem już się nie posługują, ale im zostało cokolwiek...
Wesołych Świąt :D
Jak dojrzewac, to tylko w takim doborowym towarzystwie :)
DeleteHania, ogromny atut. Po pierwsze, jest czym brylowac w towarzystwie. Po drugie, slyszysz roznice miedzy: NA ZDROWIE! a NA ZDAROWIJE! Po trzecie, zadna etykieta na produktach z rosyjskiego sklepu nie jest ci straszna. Po czwarte, to naprawde piekny jezyk.
Czestuje! nawet podgrzewa na zyczenie.
ReplyDeleteI chyba tylko dlatego, zeby mnie przekonac zeby obciac jej wlosy. Co tez uczynilam, a co!
Lepsza kaczka pod kartofle
niz znoszone juz pantofle!
Alfawit my uze znajem uze piszem i czytajem i wsije bukwy bez oszybki pa pariadkie nazywajem...
ReplyDeleteI jeszcze ze cztjenije razszyria umstwiennyj krugazor. To juz wspomnienia z matury.
Ech. Dzięki Kaczko i koleżankom. Najlepszego!
A na końcu było : Prijechali w gorod Żytomir, nosilszczik piatnadcaty nomiet wieziot na tieleszkie bagaż: dywan, czemodan, sakwojaż, kafrtinu, karziniu, kartonku, a z zadi wiedut sabaczionku ;-)
ReplyDeleteA potem jeszcze dama dostała waprów i wezwano instancję wyższą, która orzekła" "Odnako wo wremia puti sobaka mogła podrosti".
A myślałam, żę tylko moja rusycystka zmuszała nas do uczenia się tych wierszy na pamięć...
Gorzej, że pamiętam także taki wers:" Możet byt- otiec diewuszki etoj, docz jewo radnuju razstrielał..."
ReplyDeleteOch, ten post jest wspaniały, Kaczko! Wysoko Ci leci pióro, wysoko! Cmokam w płetwę z uwielbieniem!
ReplyDeleteJa pomnu ciudnoje mngnawienie, pieriera mnoj jawiłas ty, kak mimolotnyje widnienie, kak gienij cistoj krasaty :-P
ReplyDeleteJa pamiętam takie coś, nawet nie wiem czy do końca dobrze...
A ponieważ - jak się kiedyś pochwaliłam tu w komentarzach jestem "naszpanią" - cos z mojego multikuliti podwórka
- proszę pani, proszę pani!! Ona powiedziała że mój obrazek jest straszny!
- jaki straszny, jaki straszny. Ona powiedziała "krasny" a po rosyjsku (i ukraińsku pewnie też) to znaczy "ładny"
Kurtyna.
Wpis jak zwykle super. Emocjonujący bardzo :)
Szczęśliwego Nowego Roku dla wszystkich!
Naszpani z Krk
ależ ja jestem gooopia Naszpani, no kto te dzieci uczy... ;-) ;-) wpadłam na to dopiero jak zamknęłam klapkę od komputera, a rozmowa z dziećmi to już daaawno temu była... :-) toż "krasny" to chyba czerwony?? a ładny to "krasiwy"??
Deletewygląda na to, ze nie dość ze się dzieci nie dogadały to jeszcze ja im gooopot nagadałam. Tłumacz ze mnie do bani! Stare wierszyki to nie wszystko ;-)
Naszpani
Naszpani
"Przeciekłam naszpani przez materię psychologicznego szantażu "
ReplyDeleteKaczko, jestes plynnym geniuszem!
Biskwit zmiótl mnie z krzeselka :))) Czy nalezy teraz napisac biblie na nowo?
Co do komunikacji w moim miescie, to akurat wczoraj ze zdumieniem przeczytalam na ich stronie internetowej co nastepuje:
"Fahrplanänderung 2018: viele neue Verbindungen und dichtere Takte im gesamten Verbundgebiet"! I oslupialam, bo chyba przekopiowali sobie ten tekst z jakiegos innego miasta, moze z Köln, albo München, nie wiem, ale w kazdym razie nie potrafie wysnuc nic sensownego z tych "wielu nowych polaczen" w obliczu tego, ze wsyzstkie autobusy, którymi jezdze, jezdza zadziej. No ale ja z matematyki nigdy dobra nie bylam, wiec moze gdzies jest tu logika :D
Ach Jezusko Ty moja, tyle fajnego czytania w święta mnie ominęło?
ReplyDeleteMnie tez jakims cudem. Ale za to dzis sobie serdecznie poplakalam nad kaczka! Ach, czuje sie jak nowo narodzona po takiej dawce smiechu!😂😂
DeleteJak zwykle - cudowny tekst, Kaczko.
ReplyDeleteNo i ten Biskwit, nieustannie mnie rozczula!