[378] oraz JEST ROBÓTKA 2017

[3 Dec]

(...)
Biskwit z entuzjazmem przeniknął w szeregi Montessorian.
Prawdziwy, nieskrępowany żadnym konwenansem społecznym rozmiar tego entuzjazmu objawił się w minioną niedzielę, gdy Biskwit zerwał się z łóżka, ubrał się w rajty i krynolinę, zrobił sobie śniadanie, umył zęby, wzuł sandały i zjawił się u wezgłowia naszego futonu [1] żądając niezwłocznego dowozu do placówki.
Była szósta trzydzieści rano.
Z perspektywy czasu uważam, że należało wyjść z łóżka w tę ciemną noc i potykając się o zwłoki swej godności osobistej, spełnić oczekiwania. Jedno z nas miałoby wtedy szanse się wyspać, a tak, oboje wegetowaliśmy od szóstej trzydzieści, podczas, gdy jednoosobowa manifestacja rozczarowania bezcześciła nas fizycznie i werbalnie do kolacji z przerwami na drugie, trzecie, czwarte, piąte śniadanie, obiad, podwieczorek i czternaście luźnych, niezobowiązujących przekąsek.
Jako, że dzień w dzień Biskwit przynosi od Montessorian coraz więcej desek z powbijanymi weń, ponoć samodzielnie, gwoździami, może ten pociąg do uczęszczania spowodowany jest jakimiś opóźnieniami w projekcie: Kucyk Trojański?
Jakby nie patrzeć, z odpadów Kucyka wkrótce zbudujemy sobie meblościankę.

[1] temat na obszerną dygresję i co najmniej, pół kolejnej notki

(...)
Tym, co odróżnia ochronkę pod wezwaniem błogosławionego Dietera z Düsseldorfu od aktualnego squatu Montessorian pod wezwaniem błogosławionego Bio-Jarmużu jest przede wszystkim to, że gdy teraz odbieram Biskwita to rzucam się najpierw ocierać mu twarz z błota w obawie, że inaczej mogłabym zabrać do domu cudze dziecko. Albowiem pod koniec dnia, wszyscy podopieczni Montessorian wyglądają jakby pracowali przy osuszaniu bagien własnym ciałem (i wdziankiem), zacierając przy tym wszelkie znaki szczególne typu: kolor włosów, linie papilarne albo fason gumowców.
Jedynym, co zakłóca Biskwitowi tę edukacyjną sielankę, jest ponoć nadmierne i zupełnie dla Biskwita niezrozumiałe przywiązanie Montessorian do karmienia młodzieży surowym, ekologicznym, fair-trade chlorofilem. Aczkolwiek, odkąd po inicjacyjnym zażyciu sałaty, Biskwit zapadł w spektakularną katatonię (każdy kryptonit ma swojego Supermana!), nikt jeszcze nie odważył się zaproponować Biskwitowi dokładki.

(...)
Wieczorami natomiast Biskwit uczęszcza na zajęcia resocjalizacyjne. A to z inicjatywy austriackiego laryngologa, który uznał, że niemiecki Biskwit mówi ze szwajcarskim akcentem i w celu skorygowania gardłowego [CH], które dla mnie brzmi raczej tak, jakby Biskwit wychowywał się na zamku w Elsynorze, wysłał tegoż na zajęcia do... greckiej logopedki.
Protestowałam, a jakże, ale gdy okazało się, że zajęcia polegają głównie na konsumpcji misiów Haribo, że ta logopedia to przykrywka dla cotygodniowej orgii nieograniczonego wciągania węglowodanów na czas, to nieodwracalnie straciłam Biskwita dla roli ofiary w nimbie cierpienia.
Jednocześnie, nieustająco, za każdym razem, gdy Biskwit zabiera głos w jakiejkolwiek sprawie prześladuje mnie wizja Hamleta deklamującego: 'Znał[CH]em g[CH]o mój  [CH]...oracy' z czaszką misia z żelatyny w ręce i z serem  Gruyère pod pachą.
Nie ma nadziei, że, duńskie [CH] Biskwita jest naprawialne, za to po prostu Biskwit zje w ciągu miesiąca roczny budżet na pomoce dydaktyczne Instytutu Logopedii Teoretycznej i Stosowanej.

(...)
Tymczasem, jeśli jeszcze bez trwogi owieracie lodówki i konserwy rybne, nie lękając się, że wyskoczymy zeń – ja kaczka-kierowniczka i Woźna Bebe, to znaczy, że marketing tegorocznej Robótki zawodzi!
Tym bardziej i tym gwałtowniej kieruję Was w tę stronę: KLIK albo w tę: KLIK
Którędy Wam po drodze.
Wpadnijcie w tę Robótkę po uszy!
Opowiadajacie o niej światu.
Niegowiacy są jak studnie bez dna. Nigdy nie wrzucimy im ZA DUŻO radości. Ale to przecież nie znaczy, że mamy nie próbować, prawda?


©kaczka
10 comments on "[378] oraz JEST ROBÓTKA 2017"
  1. W liceum uczyłam się niemieckiego i właśnie mam takie gardłowe "ch" (tak nas uczyła lektorka). Na studiach bardzo to przeszkadzało ówczesnej nauczycielce. Ledwie zaliczyłam, bo pani uważała, że mam złą wymowę i akcent. Po roku zrezygnowałam z nauki... Od tamtej pory mam uraz do języka ;) Jednak w czasie tego roku byłam na Europejskim Spotkaniu Młodych w Pradze (chyba tak to się nazywało- ekumeniczne spotkanie religijne organizowane przez Wspólnotę Braci z Taize) i spotkałam tam Niemca z Aachen, który mówił tak samo jak ja :D Miałam ochotę poprosić go o zaświadczenie, że można się ze mną dogadać ;)
    Jeśli Biskwit zachwycony placówką, to to bardzo dobrze o niej świadczy :)
    Kinga

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niby tak, ale moze to tez oznaczac, ze oni wciaz jeszcze spelniaja wszystkie zyczenia Biskwita :P
      Aachen? Moze tam uderzyc do logopedy? :P

      Delete
  2. Ha! Czyli znowu jednak gwozdzie i mlotek!
    Twar[CH]de dziewcze z tego Biskwita :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak! Biskwit jest czlowiekiem czynu! I mlotka!

      Delete
  3. Hamlet z czaszką misia z żelatyny... Kaczko, nie znasz litości. Jak ja teraz Hamleta z powagą obejrzę?!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jak tu teraz otworzyć paczkę misiów Haribo bez obawy, że czaszka wyskoczy?

      Delete
    2. I od razu sie wydalo, kto zazywa dopingu! :P

      Delete
    3. Tak, przyznaję się. Jak grzeszę, to żelkami a misie Haribo są w ścisłej czołówce.

      Delete
  4. Chyba zajrzę do konserwy rybnej, bo tam żem jeszcze nie szukała! :D
    Biskwit brudny znaczy szczęśliwy. Tylko te gwoździe brzmią jak przestroga :D.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Biskwit podniosl brudnosc do kolejnego poziomu. MOPS dawno powinien juz interweniowac :P
      Szukaj nas w tunczykach i hiszpanskich sardynkach!

      Delete