25 Jun 2017]
(...)
To było tamtej jesieni.
Siedziałam na niewygodnym, twardym krześle przy oknie, w oddali błyskało Atomium, trawiła mnie gorączka, a przewodniczący komisji, zgodnie ze zwyczajem, przedstawiał zebranych. Imię, nazwisko, stopień, krótka nota biograficzna, proszę powstać i pomachać zebranym.
Trochę słuchałam, trochę próbowałam sobie przypomnieć, ile już od rana zażyłam paracetamolu, gdy do uszu mych dotarło, że mowa o ekspertce w mej własnej dziedzinie, specjalistce od, autorce tego i owego, właścicielce i współwłaścicielce patentów, mikrobiolożce z prawie dwudziestoletnim stażem.
- Oooo! – pomyślałam, odklejając rozpalone czoło od chłodnej szyby. – Pokażcie mi ją! Gdzież ona? Pójdę i poproszę ją, aby została mi Hanną Krall dla mej kariery mikrobiologicznego Mariusza Szczygła.
Ale jak okiem sięgnąć, nikt nie podrywał się z krzesła.
Do chwili, gdy siedząca tuż obok Islandka kuksnęła mnie w bok, jak to pewnie Islandczycy czynią z wyrzuconymi na plażę orkami, by ocenić, czy jeszcze żyją i rzekła, że to o mnie mówi przewodniczący i że swoją inercją sabotuję wszystkim długość przerwy na kawę. A ona ma do napisania jeszcze siedem raportów przed obiadem. Więc?
Więc wstałam, pomachałam, a potem potknęłam się o dysonans i czym prędzej usiadłam pod ciężarem odkrycia.
Zdałam sobie bowiem sprawę, że kompletnie zlekceważyłam, ile pożytecznych dla ludzkości i całkiem niegłupich rzeczy wykonałam w swym życiu.
I ile jeszcze prawdopodobnie mogłabym zrobić.
I wydłubałam z pamięci tę chwilę, ten moment, gdy po raz ostatni odwieszałam swój laboratoryjny fartuch, który ledwo już wtedy opinał trzydziesty czwarty tydzień Biskwita. Obok mnie stał mój szef, ja wydłużałam w nieskończoność mycie rąk zaciągając się tym charakterystycznym odorem przestrzeni, którą z ludźmi dzielą bakterie i myślałam, że oto nastąpił nieodwracalny koniec kaczki-mikrobiologa. A mój szef jakby czytając w tych myślach mówił, że nie wierzy, że nie powrócę do zawodu, że w mych żyłach płynie przecież agar, a ja sama długo nie wytrzymam bez towarzystwa jednokomórkowców (zakładam, że miał na myśli mikroorganizmy, nie zaś niektórych kolegów z pracy).
Wychodzi na to, że wytrzymałam trzy i pół roku.
Przeszłam sześciotygodniowy proces rekrutacji.
Opowiedziałam swój życiorys rozmaitym, czasem pewnie zupełnie przypadkowym ludziom na czterech kontynentach.
Rozwiązałam kilkanaście zestawów testów psychologicznych, które miały ujawnić, czy cierpię na kompleks Edypa i czy moczę się przed publicznymi prezentacjami?
Dobrowolnie poddałam się testom na zażywanie substancji odurzających.
I oto za dwa tygodnie znów będę mogła do woli zaciągać się odorem bakterii.
Będę krzyczeć na ludzi i wymagać, by robili to, co im mówię.
(Czyli mniej więcej, tak jak w domu, ale będą mi za to płacić!)
©kaczka
(...)
To było tamtej jesieni.
Siedziałam na niewygodnym, twardym krześle przy oknie, w oddali błyskało Atomium, trawiła mnie gorączka, a przewodniczący komisji, zgodnie ze zwyczajem, przedstawiał zebranych. Imię, nazwisko, stopień, krótka nota biograficzna, proszę powstać i pomachać zebranym.
Trochę słuchałam, trochę próbowałam sobie przypomnieć, ile już od rana zażyłam paracetamolu, gdy do uszu mych dotarło, że mowa o ekspertce w mej własnej dziedzinie, specjalistce od, autorce tego i owego, właścicielce i współwłaścicielce patentów, mikrobiolożce z prawie dwudziestoletnim stażem.
- Oooo! – pomyślałam, odklejając rozpalone czoło od chłodnej szyby. – Pokażcie mi ją! Gdzież ona? Pójdę i poproszę ją, aby została mi Hanną Krall dla mej kariery mikrobiologicznego Mariusza Szczygła.
Ale jak okiem sięgnąć, nikt nie podrywał się z krzesła.
Do chwili, gdy siedząca tuż obok Islandka kuksnęła mnie w bok, jak to pewnie Islandczycy czynią z wyrzuconymi na plażę orkami, by ocenić, czy jeszcze żyją i rzekła, że to o mnie mówi przewodniczący i że swoją inercją sabotuję wszystkim długość przerwy na kawę. A ona ma do napisania jeszcze siedem raportów przed obiadem. Więc?
Więc wstałam, pomachałam, a potem potknęłam się o dysonans i czym prędzej usiadłam pod ciężarem odkrycia.
Zdałam sobie bowiem sprawę, że kompletnie zlekceważyłam, ile pożytecznych dla ludzkości i całkiem niegłupich rzeczy wykonałam w swym życiu.
I ile jeszcze prawdopodobnie mogłabym zrobić.
I wydłubałam z pamięci tę chwilę, ten moment, gdy po raz ostatni odwieszałam swój laboratoryjny fartuch, który ledwo już wtedy opinał trzydziesty czwarty tydzień Biskwita. Obok mnie stał mój szef, ja wydłużałam w nieskończoność mycie rąk zaciągając się tym charakterystycznym odorem przestrzeni, którą z ludźmi dzielą bakterie i myślałam, że oto nastąpił nieodwracalny koniec kaczki-mikrobiologa. A mój szef jakby czytając w tych myślach mówił, że nie wierzy, że nie powrócę do zawodu, że w mych żyłach płynie przecież agar, a ja sama długo nie wytrzymam bez towarzystwa jednokomórkowców (zakładam, że miał na myśli mikroorganizmy, nie zaś niektórych kolegów z pracy).
Wychodzi na to, że wytrzymałam trzy i pół roku.
Przeszłam sześciotygodniowy proces rekrutacji.
Opowiedziałam swój życiorys rozmaitym, czasem pewnie zupełnie przypadkowym ludziom na czterech kontynentach.
Rozwiązałam kilkanaście zestawów testów psychologicznych, które miały ujawnić, czy cierpię na kompleks Edypa i czy moczę się przed publicznymi prezentacjami?
Dobrowolnie poddałam się testom na zażywanie substancji odurzających.
I oto za dwa tygodnie znów będę mogła do woli zaciągać się odorem bakterii.
Będę krzyczeć na ludzi i wymagać, by robili to, co im mówię.
(Czyli mniej więcej, tak jak w domu, ale będą mi za to płacić!)
©kaczka
BRAWO kaczko!!!! Czas na zmiany :-)
ReplyDeleteDzieki!
DeleteGratulacje! Już uchem wyobraźni słyszę jak mikrobiolodzy wraz z bakteriami maszerują zgodnie wzdłuż i wszerz placu raźno zagrzewani głosem Kaczki ( coś w tym stylu: https://www.youtube.com/watch?v=nLJ8ILIE780 )
ReplyDeleteTo moj styl zarzadzania. MOJ!
DeleteZaimponowałaś sama sobie. To prawdziwy sukces!
ReplyDelete<3
DeleteTak! To wspaniałe! :-)
DeleteSkleroza czasem poplaca :)
DeleteA tak na serio, czlowiek cos tam robi i robi i to sie rozciencza w tej rzece czasu i pradach wydarzen. Dopiero odlowione, wypchane i ustawione w gablotkach daje jakis obraz. I jeszcze, dla pewnosci, koniecznie trzeba chyba na to zerknac z boku.
Moje gratulacje.
ReplyDeleteNie zauważyłam aby życie rodzinne wykazało braki w dostarczaniu tematów na bloga ale już czekam na historie pracowe przefiltrowane przez Twoje czujne oko i pióro.
Tez wlanie tak pomyslalam od razu, ze beda relacje-rewelacje z szalki z agarem :D
DeleteGratujacje Kaczko, do boju!
Jeszcze nie zaczelam, a tu od reki generuja sie nowe tematy: epopeja au-pair, przeprowadzka :P
DeleteChcialabym zeby juz byl wrzesien :)
Bardzo serdecznie gratuluję!
ReplyDeleteDziekuje!
DeleteLowe Kaczka! Zawiało zmianą! I będą za to płacić! No szał <3
ReplyDeleteNorweski mowi, zebysmy wydali te pieniadze natychmiast. Zanim sie zorientujemy, ze pochlonie je budzet na opieke nad dziecmi ;P
DeleteNowa droga :) Fajny moment :)
ReplyDeleteMam ciary z emocji i migotanie przedsionkow ze strachu.
DeleteAle faktycznie, nie mocze gatek :) Testy nie klamaly.
Gratulacje!
ReplyDeleteNasza mądra kaczka. (Nie ma jak bezprawne przywłaszczenie;-)
Będziesz kierowniczką? Tak czy siak jesteś inspiracją.
Idę się przygotować do rekrutacji.
Ale nie na operkaczke;-)
Delete- Sluchaj, ale co twoja zona bedzie tam robic?
Delete- yyyyyyy... - zacukal sie Norweski. - Chyba po porstu bedzie soba!
Jesli zainspirowalam do popatrzenia na swoje CV z czuloscia to czuje sie spelniona!
(Posada operkaczki nadal nieobsadzona, ale z kandydatow wyjdzie kilka notek na bloga :P)
Właśnie wróciłam z rozmowy. Wczesniej się nastroiłam za Twoją radą czule do swojej osoby i tego co już i tego co jeszcze mogę dac swiatu od siebie. Hmm...
DeleteGratulacje, szacun i powodzenia!!!
ReplyDeleteDzieki.
DeleteBywaja takie momenty, ze czujesz, ze caly wszechswiat uknul intryge, zebys te posade dostala i to jest trzeci taki moment w moim zyciu :)
Nie bardzo moglam sie opierac. Byloby to wyjatkowo nieuprzejme wzgledem wszechswiata.
Wow! Ale biorąc pod uwagę dzieci to ja raczej nie powiedziałabym, że miałaś 3,5 letnią przerwę od bakterii, mikrobów itp. Ja tam bym Ci to wliczyla do stażu (i dodatku stażowego rzecz jasna) :*
ReplyDeleteA jakze!
DeleteNa pytania typu: a jak pani, Frau kaczko, radzi sobie z konfliktami wsrod podwladnych? odpowiadalam 'Prosze panstwa, mam dwoje dzieci w wieku przedszkolno-szkolnym i one zyja i ja jeszcze zyje. Czy moze byc lepsza rekomendacja?'
Kaczko! Płyń po morzach i oceanach pożywek sławiąc swe imię! Badaj, patentuj, publikuj i ekspertuj!
ReplyDeleteI nie zapomnij nam o tym pisać :)
Czuje, ze pozywki literackiej nie zabraknie ;P
DeleteGratulacje, Kaczko! Super! No to tak, jak myslalam: job jest, a szefa wybierasz ty :-))
ReplyDeleteTłum chce detali! Gdzie? Bedziesz musiala co rano odpalac swojego ICE, czy hulajnoga wystarczy? I Montesorianie sa kompatybilni? Czy nie i dlatego Au-Pair?
A na Au-Pair u Ciebie chetnie bym sie sama ubiegala ;-) Tylko to jakies sto dwadziescia trzy lata za pozno..
arbuz b.d.
Bede odpalac S-bahn.
DeletePraca, rzecz jasna, na folcajt (damn! nie mozna miec wszystkiego). Aplikowalam na zupelnie inne stanowisko, ale wszechswiat interweniowal i o! Mysle, ze z czasem to sie da jakos ulozyc z pozytkiem dla wszystkich i z wykorzystaniem przywilejow typu home office. No, ale na poczatku, wiadomo.
Montesorianie oraz wszystkie inne placowki sa totalnie niekompatybilne, wiec dlatego au-pair (zgodz sie, zgodz sie, zgodz! :P). Potrzebujemy kogos elastyczniejszego niz swietlica, czy Tagesmutter.
A na pytanie, czego oczekuja ode mnie w ciagu pierwszych trzech miesiecy tej pracy, moj nowy szef spojrzal na mnie z dosc nieprzeniknionym wyrazem twarzy i wyznal, ze jesli w ciagu najblizszego roku rozgryze strukture firmy i nie dam sie zasypac ta praca, ktorej nikt inny nie chce robic to juz bedzie cos :)
Szczesc losie na nowej zawodowej szosie.Gratulacje.
ReplyDeleteDzieki! Bedze mi to szczescie potrzebne, ze hej!
DeleteNie wiem, czy przypadkiem nie wypstrykalam wszystkiego w procesie rekrutacyjnym :P
Ja nie wiem, ja się jednak trochę boję.
ReplyDeleteJak tu dzielić kaczkę z jednokomórkowcami!?!
Moze nie bedzie az tak zle.
DeleteCholera, nie wiem.
Zycie jest psiakrew... uporczywe :)
droga Kaczko, dlaczegoż nie wymyśliłaś takiego zapotrzebowania trzynaście lat temu??? Choć dziś perspektywa zamiany mojego urobku na dwa tylko, i to w dodatku szkolno-przedszkolne, i mówiące, łohoho, kusząca..
ReplyDelete