[358]

[14 Jun 2017]

(...)
W siódmym roku macierzyństwa zupełnie przez przypadek i od niechcenia, osiągnęłam Olimp doskonałości w dziedzinie organizowania imprez urodzinowych dla nieletnich.
Jeśli bowiem urządza się taką imprezę w hangarze wypełnionym po sufit piłeczkami z gąbki, w niedzielny poranek, w najgorętszy dzień w roku, to w tym hangarze nie ma nikogo innego oprócz znudzonego i nieszczęśliwego dozorcy, znudzonej i nieszczęśliwej bufetowej oraz tej gromady kurdupli, których zaprosiło na swoje urodziny twe dziecko.

(Nie ma też tlenu, ale w tych okolicznościach to nawet zaleta.)
I oto nagle te kurduple wierzą, że cały ten obiekt – te wszystkie kulki, trampoliny, zjeżdżalnie, kosmiczne wirówki, ośmiornice zero-gravity i trójkołowe rowerki  - wynajęłaś w swej nieskończonej hojności wyłącznie dla nich.
(- I niech tak zostanie. Tej wersji się trzymajmy – rzecze kaczka i dyskretnie wypina pierś, na której połyskuje werbalny, diamentowy order ‘wszyscymizazdroszcząorazjesteśnajfajniejsząmatkąwcałejgalaktyce’)
Była to wyjątkowo samoobsługowa impreza. Jak nigdy! Wystarczyło, co jakiś czas uzupełniać spyżę i dolewać trunki, a po czterech godzinach poodklejać lub zeskrobać półprzytomnych uczestników częściowo pozatapianych (jak onegdaj Han Solo w karbonicie) w plastikowych elementach rozgrzanego hangaru, ugnieść ich na powrót w jakieś ludzkopodobne kształty i wydać opiekunom prawnym.
Na pohybel!
Dynia ma siedem lat.
Jest jeszcze lepszą wersją siebie niż rok temu, choć już wtedy była doskonała.
(Rzecz jasna, występują pewne rysy na tej Dyńskiej nieskazitelności charakteru, ale jako rzecze Norweski 'i w najlepszym serniku trafiają się czasem rodzynki'. W tym wypadku, nie zaprzeczam, być może są to rodzynki słowiańskie, dziedziczone po kądzieli. Takie maleńkie rodzynki sabotażu z lontem lub detonatorem, których eksplozje znoszą z kursu statek Ordnung Enterprise.)
I tylko żal, że siedmiolatkę w rozmiarze sto trzydzieści cztery centymetry tak już trudno przytulić, aby z objęć nie wystawały żadne kończyny i wypustki.

(...)
Tydzień temu zmaterializowała się Wynajemcowa.
Był wieczór. Pół ulicy siedziało na trawniku u sąsiadów. Dzieciny wypchane owocami zwisały z gałęzi czereśni jak zegary surrealistów.
Wynajemcowa nadjechała czarną wołgą.
Cztery razy.
Możliwe, że próbowała pozostać niezauważona, ale przy obowiązującej prędkości siedmiu kilometrów na godzinę oraz z powodu zasieków z gumy do skakania, dokładnie ją sobie cztery razy obejrzeliśmy, nim zatrzymała się po kolejnym okrążeniu gdzieś za śmietnikami i nadpłynęła z pytaniem, czy parkiet już się aby naprawił?
- Ale, że jak? Samoistnie? A nie, samoistnie to nieeeee, pani Wynajemcowo.
Przysięgam, dawno już nie widziałam tak szczerego zdziwienia na niczyjej twarzy, gdy przez neuron Wynajemcowej w końcu przebiła się ta informacja, że parkiet w naszym lokalu sam nie odrasta.
- ... ale korzystając z okazji, pani Wynajemcowo, gdzie jest list, w którym prądotwórca wyliczył, ile nam pani wisisz za suszenie grzyba-który-nie-był-grzybem silnikami od boeinga?
W tym momencie Wynajemcowa przypomniała sobie o czternastu włączonych żelazkach, które zostawiła w domu i mamrocząc coś o tym, że ojojojoj, listy to jej notorycznie giną, bo w końcu mieszka w tym jej pałacu siedmiu synów, a każdy ma żonę, a każda żona przynajmniej dwójkę dzieci, rzuciła się do ucieczki.
Prawdopodobnie, gdzieś wśród tych zaginionych listów leży w takim razie również nasze wypowiedzenie.
Bo – i to jest ta szalenie optymistyczna wiadomość – przeprowadzamy się!
Na drugą stronę ulicy.
Bliżej czereśni.
I tym razem, uprzedzając nieuniknione pytania, wbrew tradycji nikogo tym razem nie będę przy okazji rodzić.
Przysięgam.
(Acz, trochę szkoda, bo te córki to jednak chyba naprawdę nieźle mi wychodzą.)

©kaczka
26 comments on "[358]"
  1. Wiec jeszcze raz: Sto lat Dynce! Fakt, wyszla Ci bardzo niezle :-)

    I ja chce tych tajnych informacji i zlotow okolicznosci, ktore nam zmroza krew w zylach, a potem ja na nowo roztopia! :-)

    arbuz b.d.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zaiste to dopiero poczatek. Stay tuned! :*

      Delete
  2. No i ja teraz nie wiem. Czy przeprowadzka jest tym wielkim BUM, którego przeczucie zżarło nam nerwy i odebrało resztki sił, czy też jest ona kolejnym tematem zastępczym???

    I czy będziesz miała bliżej - czy dalej do sąsiada-z-naprzeciwka, tego od atrakcyjnej bielizny itepe?

    Oraz: czy nowe lokum zostało prześwietlone detektorem zarodników grzybów wszelkich? zyjej macki, (jak to się nazywało, strzepki?) nie pełzną już pod jezdnią w stronę rezydencji KaczkoNorweskiej?)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Miało być: CZY JEJ MACKI...

      Delete
    2. Dawkuje, rzecz jasna, ze dawkuje emocje jak przystalo na prawdziwy thriller z mackami :P

      Ryszard z Naprzeciwka juz komus innemu bedzie tu swiecil po oczach slipkami. W nowym domu mam szpaler osobistych cyprysow, ktory chroni mnie przed sasiedzka bielizna! Za to modlitwy Dyni zostaly wysluchane i nie tylko, ze bedzie miala wreszcie w domu schody, ale na lewo i na prawo od ogrodka mieszkaja jej kolezanki. Jak w Bullerbyn.

      Grzyb wdzieral sie i do tego lokalu od strony ogrodkowego tarasu ale jego wlascicielka dziala sprawniej niz Wynajemcowa i zatrzymala pochod grzybni.

      Delete
    3. Kaczko, Ty do pałacu się przeprowadzasz, najprawdziwszego,ze SCHODAMI i TARASEM. Zasiadam i czekam na opisy zasiedlania i mieszkania na nowych włościach. I choć Ryszarda i jego wyjątkowej kreatywności w zagospodarowywaniu krajobrazu oraz doboru bielizny do jego zmiennych okoliczności trochę żal, to cieszę wraz Tobą na te dobre zmiany.

      Delete
    4. Dziekuje! Zmiany wala nam tu jak pozar lasu, wiec moze gdy juz usiade we wrzesniu na tym tarasie posrod niepisanych kartonow o nieznanej zawartosci to moze poluzuje szczekoscisk i warkoczyki :P

      Delete
  3. A może urodzisz coś innego w związku z przeprowadzką? Szkoda, żeby taka fajna nowa świecka tradycja się zmarnowała.
    Może takiego małego, malutkiego jednorożca? ( róg mu wyrasta później, po urodzeniu, nie martw się ). Córki na pewno byłyby zadowolone.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Umowa zabrania nam zwierzatek, wiec moze taki wyimaginowany jednorozec jest odpowiedzia na nasze potrzeby :P

      Delete
  4. Jaki suspens! (Ale jakto, darmo oddajesz Ryszarda i jego kolekcję slipów?)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bogowie, to prawdziwy urodzaj rozmaitych suspensow.
      Bede tesknic za slipami i za motylami z rajstopy!

      Delete
  5. No to zostalas Super-Matka stulecia :D
    Wszystkiego najcudowniejszego dla Dyni! Kaczko, to ze jest nadziana tymi slowianskimi rodzynkami z zapalnikiem, to cale szczescie. Bo taki dajmy na to Spock to moze i byl prawy, rzetelny i uporzadkowany - ale za to strasznie nudny. A slowianskie rodzynki to antidotum na nude.

    Ale Ordnung Enterprise i zegary na czeresni.... genialne, kocham Cie Kaczko! I uturlalam sie :D

    Przeprowadzka - !!! - no to sie ciesze prawie tak, jakbym sama sie przeprowadzala, serio. (Choc barwnej teczy slipów Ryszarda troche zal naturalnie ;) My z uporem osla wydajemy kazde zaoszczedzone pieniadze na wyjazdy urlopowe, bo to jak dla nas najlepsza forma wydawania kasy - ale przeprowadzka czaji sie coraz wyrazniej za szafa, wyglada spod kanapy i coraz mniej dyskretnie chrzaka, zeby zwrócic na siebie uwage. Trza bedzie w koncu kiedys zacisnac sakiewke, uzbroic sie od kolan po brode w cierpliwosc i ruszyc na poszukiwania...

    ReplyDelete
    Replies
    1. I na lody wydajecie, i na zloto w farbie, i na cebule w Edku! Rozrzutnicy!
      Och, jak bardzo rozumiem. Gdyby nie zasadniczy feler tego lokalu jakim jest Wynajemcowa to nic by mnie stad nie ruszylo. Nie mam tez zadnej gwarancji, ze to nie z deszczu pod rynne. Nowa Wynajmcowa jest stuletnia hrabina i tez moze sie jej cos zaczac za chwile wydawac. Byleby dociagnac z Dynia do konca podstawowki :)

      Delete
    2. Raz sie zyje, co bede rodznie cebuli zalowac ;D

      Delete
    3. A może Dynia z Biskwitem tak okręcą sobie hrabinię wokół małych palców, że przepisze na nie nieruchomość, srebra rodowe i ordery po wujku z Wermahtu? Dobitne "Szajse!" w młodych usteczkach mogłoby roztkliwić niejedno hrabiowskie serce ;)

      Delete
  6. O, my też za każdym razem przeprowadzaliśmy się, gdy na plecach czułam już oddech położnej...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nasze zawsze sadzalo sie na lezaku, a herbate i ciasteczka stawialo na stoliku z kartonu :P

      Delete
  7. Kaczko! Niech Wam się przydarza najpiękniejsze po tej słonecznej stronie ulicy!

    ReplyDelete
  8. To i ja się przyłączam do życzeń samych szczęśliwych dni w nowym pałacu. No i czekam na opowieści ze schodami w tle. Bo nie oszukujmy się siedmiolatki dadzą radę i schodom na wieżę ale my stateczni dorośli po krótkim czasie zaczynamy je przeklinać i coraz intensywniej myślimy o windzie a choćby i takiej zawieszonej na poręczy.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Schody to moje przeklenstwo. Zastanawiam sie, czy starym slowianskim zwyczajem nie zbudowac sobie wlasnego pokoju na parterze przy uzyciu parawanu z mebloscianki :P

      Delete
    2. Dzieci i koty kochają schody. A reszta przeklina.

      Delete
  9. Schody, o właśnie. Takem i ja myślał. Zakwaterujcie panny na pięterku lub nawet na facjatce (Ania z Zielonego W., przyjdzie na to pora). A sami znajdźcie komnatę niżej... Chyba że planujecie kolejną przeprowadzkę.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ha! Moglibysmy nawet w suterenie zamieszkac, bo to dosc oryginalnie zaprojektowana przestrzen, ale tam tez trzeba po schodach ;)

      Delete
  10. Urodzinowe uściski dla Dyni i Was wszystkich. Siedem lat, o Puszczo Niepołomicka!... Przemyśl sprawę trzeciej córki. Trzecie dzieci są najdoskonalsze. Rozumiem, że trudno w to uwierzyć będąc matką Dyni i Biskwita, ale prawdę powiadam. Życzę Wam udanej przeprowadzki, tzn. szybkiej i sprawnej. Dobrze, że blisko.

    ReplyDelete