[291]

[11 Aug 2016]

(...)
HAL9000, system rezerwacji online na usługach Deutsche Bahn, wkręcił się prawdopodobnie w kilka pętli Möbiusa naraz albo zderzył czołowo z Jowiszem, gdy przydzielał nam stolik w strefie ciszy (!)
Wagon jak rezerwat milczenia, świątynia bezgłosu, nawet śpiący nie odważą się zachrapać, a tu nagle otwierają się drzwi i wpadają do środka dwie królowe kakafonii i turbulencji.
Nie było łatwo, szczególnie iż wrzask nadal stanowi ulubioną retorykę Biskwita.
Acz siłą mocy nadprzyrodzonych, do których zalicza się żelki, kredki i wypchańców z Sezamkowej, odsiedziałyśmy pięciogodzinny wyrok plus czterdzieści minut spóźnienia.
Jedyną osobą, która nie zdzierżyła naszego towarzystwa był Paul Rudd, którego HAL9000 dokleił do naszego stolika i który zapewne planował uczyć się roli albo pisać scenariusz. O dziwo wcale nie spłoszyłyśmy Paula akustycznie. Paul wytrzymał nasze szamotanie z bagażem, szarmancko nabawił się przepukliny wrzucając nam walizki na górną półkę, zdzierżył półgodzinny spektakl  wybierania miejsc przy oknie, okiem nie mrugnął, gdy dzieciny przesunęły mu komputer, by zrobić sobie miejsce na kanapki (ciastko-mielony-ciastko), ale pękł, gdy Biskwit zasadził się by wykonać mu serię portretów czerwoną woskową kredką. Przy czwartym, pod pretekstem udania się do toalety, Paul zbadał teren, wrócił, zabrał swój lepszy lewy profil,  laptop oraz walizkę i zabarykadował się w przedziale pełnym głuchoniemych. Biskwit namierzył Paula podczas jednej z siedemdziesięciu dwóch turystycznych wizyt w toalecie, i nawet dość entuzjastycznie tłukł w szybę akwarium, by zwrócić na siebie uwagę, ale Paul udawał, że nie słyszy.
Przez resztę podróży jedyną rozrywką była gra w ‘Krowę za dziesięć’.



(...)


Pociąg do elektroniki. (Praca zbiorowa) Jeden tablet? Jedna para słuchawek? Dwoje dzieciątek? Nie znajduję wytłumaczenia, dlaczego uznałam, że to optymalna metoda zabicia czasu. Zabicia owszem. Acz niekoniecznie czasu.

(...)
Kręgosłup moralny Enerde i jego prasłowiańskich borów sprawia, że znienacka pośladki Badenii-Wurstenbergii wydają się anarchistycznie rozluźnione. Nieomal potrzebują obcisłych, spandeksowych desusów, by ogarnąć zwis, anarchię i nonszalancję.
Enerde jest jak szalka Petriego dla nacjonalistów. Im mniejsza miejscowość, tym więcej patosu na wyborczych plakatach i jasno z nich wynika, bo nikt nie zawraca sobie głowy żadnym literackim środkiem stylistycznym, że za wszystko odpowiedzialni są geje lub uchodźcy.
Te plakaty wiszą wysoko na słupach, krótkowzroczny nie ma szans zapoznać się z treścią, ale i bez tego treść pewnie wsiąka.
W Enerde w soboty myje się nie samochody, a domy. Od frontu.
Te domy, w których jeszcze ktoś mieszka.
W cukierni przy opustoszałym rynku nieuprzejma ekspedientka sprzedaje nienaturalnie różowe pączki. Asortyment ograniczony do jednego z trzech regałów.  Kilka bułek, dwa bochenki chleba, taca pączków. Różowe pączki smakują landrynkami i marazmem.
Jedyne obroty odnotowuje dyskont ‘Wszystko za jeden ojro’.
Ale tuż za rondem Gagarina wystarczy skręcić w lewo, wjechać w las i zaczyna się Urlaubtopia.
Wyspa prosperity.
Prehistoryczny ośrodek dla enerdowskich junaków zamieniony na kapitalistyczną kolonię turystycznej radości życia.
Mieszkańcy są dla siebie uprzedzająco mili, na alarm biegną z pomocą, tulą do piersi obcych i z radością działają w czynie społecznym.
Trochę brodzimy w jeziorach, trochę włóczymy się po puszczy, cherubiny naruszają ekosystem łapiąc drobne żaby i zaludniając nimi sadzawkę złotych rybek Hauptcioteczki.
(Biskwit domaga się zabrania wiadra żab dla Lelona. Odmawiam. Weto obejmuje również chrząszcze, dołączoną do nich martwą mysz oraz  trzy tony kamieni na kurhanik.)
Biskwit, jak zwykle w każdej podróży, błyskawicznie dorośleje.
Zużywa więcej słów, produkuje nieomal zdania proste, łączy w diecie wędzonego łososia z pasztetową, a śledzie w occie z owocowym sorbetem. W aquaparku domaga się dostępu do basenu dla olimpijczyków, a za tysiąc lat żaby będą o nim opowiadać legendy wymieniając jego imię nabożnym szeptem.
Fryzjerka nie bez trudu rozczesuje Biskwitowi dredy i wyrównuje amatorsko podcinane przez lata pukle.
Biskwit nagle wygląda jak mikroskopijna dziewczynka.
Na festynie nad Bałtykiem ta mikroskopijna dziewczynka żąda niespodziewanie makijażu a’la Królowa Lodu, choć gotowa byłam odciąć sobie jakąś wypustkę, że zdecyduje się na pirackie tatuaże.
Pirackie tatuaże wybiera Dynia.
Nie nadążam.



(...)


(...)
W drodze powrotnej nie odnotowano większych anomalii.
Może jedynie, że Biskwit za sprawą Hauptcioteczki wszedł w posiadanie gwizdka w barwach narodowych i nie omieszkał go nadużywać oczekując na spóźniony pociąg na Dworcu Głównym.
Używanie gwizdka na peronie pełnym zagubionych pociągów i ich konduktorów nie jest dobrze widziane.

(...)
Szkoła imienia Ofiar Holocaustu nadesłała listę rzeczy, z którymi pierwszoklasista ma stawić się na rozpoczęcie roku szkolnego.
Lista jest podobno  jedynie wstępem do überlisty, którą ujawni na szkolnym zebraniu wychowawca klasy.
Zebranie i oficjalne odsłonięcie überlisty odbędzie się dwadzieścia cztery godziny przed rozpoczęciem roku szkolnego, co jakby nie zostawia wiele czasu na zakupy. Acz, mówi Norweski, to podobno taki narodowy sport.
Dodajmy do tego, że należy podpisać każdy spinacz i każdy rysik do ołówka.
A tu już lista wstępna obfituje w obiekty typu, że Herkules byłby popuścił z niemocy. ‘Zaginiony manuskrypt Prousta’, ‘święty Graal’, ‘cztery rodzaje kleju doskonałej jakości’, ‘żółta teczka A4 zamykana bezwzględnie na żółtą gumkę’ i ‘kwadratowe lusterko poręcznych rozmiarów’.
Kwadratowe lusterko?!
Będą sprawdzać, czy nauczyciel oddycha?
Czy to proroctwo siedmiu lat właśnie rozpoczynającego się edukacyjnego nieszczęścia?

©kaczka
31 comments on "[291]"
  1. Pociągiem?! Pociągiem pojechałyście?!
    Kaczko!!! Dobrowolnie tak?!

    To szkolne lusterko i złota teczka są bardzo ale to bardzo intrygujące.

    Jak to dobrze, że wróciłaś!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czyzbym nie wspomniala, ze pociagiem? Tak, pociagiem! To mi dodaje kilka punktow do aury meczennicy, prawdaz?

      Lusterka przynajmniej nie trzeba podpisywac. Czlowiek zerka w lusterko i od razu widzi, ze jego ;-)

      Delete
  2. Widziałam te plakaty, urlaubując się na Usedom! Też mnie to wzruszyło, że ci uchodźcy i wogle. Choć, jako żywo, przez 9 dni urlopu nie widziałam tam żadnego uchodźcy. Pewnie siedzą w puszczy.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jako zywo, nie widzialam tak jednorodnej, jednokolorowej masy ludzkiej jak w Enerde. Chow wsobny.

      Delete
  3. W szkołach najbardziej mnie wzruszają (czytaj: wkurzają) komunikaty typu: na jutro różowa krepa i fioletowa plastelina. Naturalnie zawsze czytam te komunikaty późnym wieczorem i dlatego wiem, że tylko dla rodziców szkolnych Tesco w naszej dzielnicy otwarte jest całodobowo. Dział artykułów najdziwniejszych jest w nim większy niż ten z papierem toaletowym (na jutro 10 rolek od papieru toaletowego też już przerabiałam. Akurat to miałam w domu. Znajoma mama do bladego świtu odwijała papier z rolek...)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mam teorie spiskowa. To odwet za koniecznosc obcowania z cherubietami! Nie moga pomiotu wydusic jak kurczakow to kalkuluja na zimno: 'w tym tygodniu kaze im przyniesc zlote runo i kanke mleka jednorozca!' Zemsta wiadomo, najlepiej smakuje na zimno.
      Mnie najbardziej zas rusza gwalt na wydajnosci, ekonomii i ergonomii. Szklarz w kwadrans sprokurowalby setke kwadratowych lusterek za jeden cent od sztuki. Jeden cent! #facepalmjakstadnaksiezyc

      Delete
    2. Może Wasza pani to żona szklarza? Ma szkliste spojrzenie? ;-)

      Delete
  4. dlaczego już o szkole?? jeszcze wakacje. ..a nie fstyd wam, panie nauczycielki tak sie staraja, żeby być oryginalnymi, żeby lekcje były niestandardowe, zeby dzieciny sie nie nudziły, rozwijały i zeby zasłużyć na order w zakresie racjonalizatorstwa, zeby żaby żeby... a tu tylko fochy i narzekania ;-)))))))))))))

    ReplyDelete
    Replies
    1. teatralna, uwielbiam kreatywne nauczycielki. Ale to jest ginący gatunek :-)

      Delete
    2. t. bo mi sie tu szkola wdziera kuchennymi drzwiami :-) I tu, dla kronikarskiego obowiazku, gdy naszpanie kazaly na nastepny dzien zjawic sie z pusta pieciolitrowa butelka po plynie do plukania i zmiekczania, to w milczeniu kupilam piec litrow, rozlalam w butelki po piwie i rozdalam sasiadom. A gdy nastepnego dnia naszpanie mi rzekly, ze w sumie to nie musialam, bo skoro Dynia nie byla z klasa w zoo to jej sie nie nalezy robienie slonia z butelki, wiec moge butelke zabrac to nawet nie trzasnelam drzwiami wychodzac :-)

      Delete
    3. podziwiam Cie Kaczko!! Ja w takiej sytuacji dalabym jakakolwiek butelke i najwyzej slon bylby niestandardowy ;) ale ja mam zerowa tolerancje na bycze lajno ;) No bo serio co by ci naszpanie zrobily gdybys dala butelke po mleku? albo wodzie minerlanej?

      Delete
  5. a i jeszcze jedno, lubię dzieci w zasadzie ale, gdyby mnie w strefie ciszy posadzili z Biskwitami...nie ręcze za siebie...oraz szkoła imienia Ofiar Holocaustu (zaraz po kluseczkach))nie wiedzieć czemu mnie rozśmieszyła, może dlatego, że leje, cięgiem leje ...i zimno

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wierze! Ja tez. Zatem, gdy pojawila sie konduktorka zwierzylam sie jej z problemu i powiadomilam, ze bylabym wdzieczna, gdyby nadludzka sila znalazla nam miejsca w innym przedziale. Na to pani (trzysta kilogramow masy, zacieta twarz enerdowskiej plywaczki) odwrocila sie do narodu i warknela pytanie retoryczne: 'Komus przeszkadzaja te dzieci?' No i, dasz wiare, nikomu nie przeszkadzaly!

      Delete
    2. Może to była Pani Przedszkolanka dorabiająca na urlopie. Kto się takiej sprzeciwi.

      Delete
  6. U nas bylo tak tylko w podstawówce, z ta Lista Rzeczy Dziwnych. Co semestr nowa lista. A jak dali liste rzeczy do zabrania na wycieczke, ojacie!!! Myslalam, ze dookola swiata jada, a nie na 5 dni nad jezioro.

    HAL9000 rzeczywiscie dal ciala... Ale to pewnie tez wina uchodzców. Albo gejów i rowerzystów.

    ReplyDelete
    Replies
    1. CO SEMESTR!?!
      Na Tryglawa i Twaroga! To sa te chwile, gdy czlowiek chcialby kiedys rzucic palenie, by je teatralnie podjac od nowa!

      Od poniedzialku Dynia stacjonuje na stacjonarnym obozie. Od 9 do 15. Lista rzeczy, ktora trzeba doreczac z dzieckiem sklania mnie do wynajecia szerpy.

      HAL9000 dal ciala, ale tu znow paradoks. Dziewczeta zachowywaly sie o niebo lepiej w strefie ciszy nizli w drodze powrotnej w strefie halasu.

      Delete
    2. Jak rzecze Norweski - narodowa tradycja. Pielegnowana co semestr.

      Delete
    3. Wrzucic na luz, czy udawac, ze podnieca mnie kupowanie w Kauflandzie o 21:55 w sobote?

      Delete
  7. Ojacie, co ja bym dała, żeby przed pójściem mojej starszej do pierwszej klasy była choćby jakaś lista wstępna w tut. szkole. A gdzie tam. Kupowałam na intuicję a potem się jeszcze okazało na zebraniu (w 2 tygodniu szkoły), że kupiłam tak z 30% tego co potrzebne, a te pozostałe 70% to tak, najlepiej jakby dzieciątko jutro przyniosło. U nas nie ma całodobowego Tesco a jedyny wówczas sklep papierniczy zamykał się o 16.00 i otwierał następnie o 9.00 ;) Tak, do szkoły się chodzi na 8.00.

    ReplyDelete
    Replies
    1. U nas w niedziele zamkniete, wiec ostatnia szansa to chyba rzutem na tasme w sobote po rozpoczeciu roku szkolnego.
      Napisano, ze pierwsza lekcja potrwa trzydziesci minut, zastanawiam sie zatem, czy pani zawezwie posilki, by sprawdzic trzydziesci tornistrow, czy dokona rewizji wylacznie u wybranych?

      Delete
  8. Haaa,Paul Rudd zapewne zaordynował systemowi HAL9000 - chciałbym przebyć tę podróż w towarzystwie pięknych blondynek, żywiołowych, otwartych, uzdolnionych artystycznie. Być może ograniczył wiek współtowarzyszek podróży do lat 25, ale zapomniał bidula podać dolnej granicy wieku? Natychmiast odszczekaj kalumnie wobec Jowisza zawiadującego rezerwacjami Deutsche Bahn.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Odszczekam, przysiegam, ze odszczekam, spod stolika odszekam, jesli tylko znajde ten link, w ktorym moge wybrac sobie podroz wcisnieta miedzy Johnny'ego Deepa i Benedykta Holmesa! Moze byc w strefie ciszy. Wcale nie musimy rozmawiac!

      Delete
  9. Tak dawno nie jechałam pociagiem, ciekawe czy nasze też mają przedziały ciche, głośne, dla dewiantów itp.? muszęto chyba sprawdzić :) Jeden tablet, jedne słuchawki i dwie głowy - szacunek, że po 5h dojechałaś cała, bo moj duch chyba by się wziął i wyzionął i se poszedł.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Moj duch chyba wyzional wczesniej, bo jeden tablet, jedne sluchawki i dwie glowy to wbrew instynktowi przetrwania :-)

      Delete
    2. Tym dla dewiantów, to chyba ja ciąglę, jeżdżę. Kaszmirowa

      Delete
  10. Aż mi ciary po plecach przeszły na wspomnienie wycieczek pociągiem. Nie, nie tych co sama sobie jechałam i czytałam...oj nie. Takiej jednej szczególnie z włoskiego miasteczka do innego włoskiego kiedy to oddzielona zostałam tłumem przystojnych, jadących z eleganckich biur, Włochów od mojej drugiej połówki. Zostałam ze szlochającą czterolatką uwieszoną na moim łokciu i bojącą spojrzeć w oczy zaczepiającym ją Włochom i żarłokiem przyssanym do mej piersi, trawiącym jedzenie z prędkością światła tak, że mu na szyi wyszło...Niech Bóg broni od takich podróży...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Widze to! Widze!
      Czy to nie sa te wlasnie historie, ktore po latach wydaja sie taaaaaaakie zabawne? :-)

      Delete
  11. To i tak miałyście szczęście, bo nam system odmówił sprzedaży co i rusz zawracając do strony startowej. (Spontaniczna zmiana terminu powrotu z wakacji i środka lokomocji). Dworzec zabity deskami. Kasy brak. Konduktor w pociągu sprzedaje bilety (PKP wprowadziło miejscówki na wszystkich liniach więc to zawsze ryzyko i trochę strach czy nie będzie się stać przez te 6 godzin + 3 kolejne) najpierw dla kombatantów, później z opłatą pokładową. Tylko na połowę trasy. Bo mu system nie wyszukuje "przesiadki" którą mamy o pierwszej w nocy na dworcu na który przyjeżdżają dwa pociągi dziennie. Strona PKP przekonuje że będzie super, przesiadajcie się, konduktor przekonuje że to jakaś pomyłka, koszmarna, będzie źle, nie przesiadajcie się. Zmieniamy plany, dochodzi nam jeszcze jedna przesiadka, podróż ma wydłużyć się o 4 godziny. Jakie jest nasze zaskoczenie gdy na stacji "nigdzie" czeka jednak nasz przesiadkowy pociąg-widmo. Zbieramy się w pośpiechu, dziecko wpada w spazmy "nie zapomnijcie mnie, nie zapomnijcie walizki". W pociągu przesiadkowym konduktor trzykrotnie proszony o sprzedaż biletu odsyła nas "przyjdę do państwa później", w związku z czym ten odcinek trasy przejeżdżamy ze średnią prędkością 30km/h (co wyświetlane jest na monitorze umieszczonym w przedziale, a osiągamy tą zawrotną prędkość bo tory Kraków-Katowice są w stanie opłakanym)za to zupełnie za friko, bo ile razy można się prosić o bilet.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Co za historia!
      Ale klimaty (30km/h i zalekniony konduktor takie jak w Enerde! Pod polska granica :-)

      Delete