[137]

[25 Jan 2015]

(...)
Podczas, gdy Dynia usilnie próbuje dopasować swój kostium księżniczki do karnawałowej specyfikacji nadesłanej przez Derekcję (‘... i  byłoby dobrze, gdyby dzieci przebrały się za zwierzątka’), Biskwit rearanżuje nasze liche, powszednie dekoracje.
Biskwit obsiada meble, wspina się na fotele, wdrapuje się na krzesła, lotem koszącym bezcześci nasze zezwłoki rozrzucone w piernatach.
Cierpi na selektywną głuchotę.
Odseparowywany od źródeł ognia, prądu, zarazy, substancji żrących, kolorowych flamastrów, czy plasteliny, protestuje gwałtownie i z fantazją.
Rozbiera się i ciska w przechodzących elementami garderoby.
Gdy jest chłodno to rozsądnie ciska najpierw Miśkiem Zdziśkiem™. Misiek Zdzisiek jest klasyczną ofiarą przemocy domowej trwale uzależnioną od agresora. Zdziśka się tuli do wytrzeszczu, całuje do przemoczenia futra, ale gdy trzeba to się ze Zdziśka robi kamikadze.
To fascynująca odmiana. Jeszcześmy w tym domu nie mieli dziecka zainteresowanego zasypianiem z wypchańcami, a Biskwit uwielbia spooning z materiałem tekstylnym i oczkami z guzików. Takoż uwielbia pojazdy mechaniczne i odnajduje szczególną uciechę igrając moją kolekcją resoraków. Dynia nigdy nie podzielała tej obsesji, dopiero, o radości!, w Biskwicie znalazłam godnego spadkobiercę fiksacji.
Od wczoraj Dynia i Biskwit mieszkają razem.
Dynia wciąż jeszcze zachwycona, a Biskwitowi nie przerywa snu ani zapuszczenie przez Dynię czterdziestu sześciu pozytywek na raz, ani elektryczna gitara plugged, ani głaskanie ciężką ręką, ani czesanie ryżową szczotką.
To dziwne, bo gdy Biskwit mieszkał u nas budził się nawet wtedy, gdy wchodziłam do pokoju na palcach.
Niewykluczone, że na mocny sen ma wpływ ilość ostatnio spożywanej spyży.
W tym sezonie Biskwit pożera sznycle na tuziny, dania ze słoików zjada ze słoikami i krąży po obiekcie wyposażony zawsze we własną łyżkę.
Logiczne.
Gdyby wybierał innym z misek rękami, mówiliby, że kradnie.
Z łyżką ma alibi.
On przecież tylko degustuje.


(...)
Dynia jest zdeterminowaną monarchistką.  Wszędzie wciśnie rodzinę królewską.


(Lekcje malowania placków udzielane przez Bebe nie poszły na marne. Brokat w kleju ograniczył skalę zniszczenia w porównaniu do wersji brokat i klej osobno.)


©kaczka
9 comments on "[137]"
  1. Co tu dużo mówić: uwielbiam i Zdziśka co udręczon pod Biskwicim Kułakiem i Żywotną Dyńkę i Królewski Tort Trzyświecowy i Ciebie z Twą jakże posłuszną klawiaturą.

    ReplyDelete
  2. Duuuuumnam!

    A Biskiwt nie spał, bo było za cicho!
    p.s. Też uwielbiałam resoraki. Dlaczego nie pobawiłyśmy się jeszcze razem?? O Kaczko! Przy następnym Malibu - mus!

    ReplyDelete
  3. Dynia, jak zwykle, pojechala z iscie królewskim rozmachem - taki Kuchen zmiesci sie tylko pod wysokimi pulapami nadwornej sali balowej. Ales Kaczko juz udowodnila wasz (twój i N.) talent cukierniczy, wiec wierze, ze i to wyzwanie wezmiecie na klate!!!
    Chociaz swoja droga, Bebe, niezle ich wrobilas ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nadmienie pospiesznie, ze Bebe poniosla juz konsekwencje wspollepiac placek na jubileusz Biskwita. Pokazalabym, ale Bebe ma wszystkie zdjecia! Dawaj zdjecia, a ja opowiem o posypce znalezionej w spizarni Hauptcioteczki.
      ... o bogowie! Biskwit od dwudziestu czterech godzin wyzyna. Prawdopodobnie zeby, ale glownie to jednak wyzyna i masakruje mnie. Neuron po neuronie.

      Delete
    2. O rany! Rzeczywiście były jakieś zdjęcia....

      A torty wielowarstwowe to dla Kaczek i przysiółka pikuś! Kaczka powinna się kiedyś pochwalić swym arsenałem torto-ozdobniczym!

      Delete
    3. No to dawajcie te wypasione foty wypasionych Kuchenów, juz, obydwie! Obiecuje podziw, gdyz u mnie do pieczenia dwie lewe rece :}

      Delete
  4. Się wie, że brokat w kleju to samo dobro ;)

    ReplyDelete
  5. Biedna Kaczka nadgryziona wokalnie przez Biskwita. A jeszcze Dyrekcja chce żeby Dynieczka obudziła w sobie zwierzę!

    ReplyDelete
  6. Biskwit sam się karmi, jakaż to ulga po obejrzeniu kilku rodzin, w których matki, na zdartych kolanach zasuwają po dywanie z łyżką (koniecznie niebieską, zieloną, malachitową lub w kształcie Koziołka Matołka) kiwając się na boki i śpiewając jakieś przerażające rzeczy o Misiach, lalach i Lordzie Marchewce .
    I jeszcze sam się rozbiera! Nasze się nie dało rozebrać, ubrać też nie - gryzło do krwi. Zemścimy się na starość.

    ReplyDelete