[131]

(...)
[Post, który powinien sponsorować Doktor Szmetker, psychiatra specjalizujący się w terapii ataków paniki matek dzieci wcielonych do placówek edukacyjnych.]

Dziś o  tym, że zasadniczo wszyscy jesteśmy Afroamerykanami, ale kiedy przychodzi co do czego...

Zacznijmy od tego, że najpierw przyszłam ja, nocą po kompletach z języka i gdy już ogarnęłam lęki separacyjne u całej rodziny, zorientowałam się, że za osiemnaście godzin Małpiatki inaugurują pieśnią sezon świąteczny.
Pieśnią biesiadną.
Drobnym drukiem i bezbarwną czcionką Dyrekcja dopisała, że skoro biesiadną to 'wykorzystajmy ten błogosławiony czas, aby w domowym zaciszu, przy wtórze kolęd przyrządzić razem z cherubinkami jakieś danie o duchowym wymiarze świątecznym'.
(To znaczy prawdopodobnie tak właśnie chciała napisać, ale wyszło jej  coś na kształt:  ‘Każda rodzina przynosi wypiek z dzieckiem’.  Wiem, wiem, prawnicy podkreśliliby nieograniczone możliwości interpretacyjne powyższego komunikatu.)
Zbliżała się północ i przez myśl mi przeszło, że na tym etapie już nie zdołam cherubiny dobudzić.
(Ani żeby wykorzystać ją jako siłę roboczą, ani jako składnik.)
Norweski wystąpił jako namiastka, co zresztą okazało się brzemienne w skutkach.
Wyjęło się foremkę na bałwanki z ciasta, wyjęło się okolicznościowe papiloty pod renifery, kopyścią zamiesiło się w dzieżach dwa rodzaje ciast – to ważne – z czekoladą i bez. Precyzyjnym rozlewaniem w otwory matryc, rozniecaniem i podtrzymywaniem ognia zajął się Norweski.
Ja wyjęłam z pieca obie partie.
Partię czarnoskórych bałwanków i albinotycznych reniferów.
[Aaaaaaaa!!!]
Norweski mętnie tłumaczył, że bałwanki wziął za kominiarczyków, ale argument ten słabo się bronił.
Żadna z religii nie przyszła nam z pomocą obierając sobie za przedmiot kultu czyściciela kominów.  Norweski próbował jeszcze dowodzić, że jeden z trzech królów był jakoby Afroamerykaninem, ale wiarę w tę wersję utrudniał nos z marchewki.
(Pomysł żeby przetopić i odlać ponownie albo przynajmniej przypalić na brąz renifery upadł nawet bez głosowania.)
Nie bardzo mogliśmy również udawać, że taka była koncepcja artystyczna produktu, gdyż karnacja bałwanków była nieomal identyczna z karnacją Pana od Małpiatek i mogło to nasuwać skojarzenia szkodliwe dla oceny z zachowania.
Z pomocą o poranku przyszedł doktor Szmetker – uczciwa, niemiecka chemia gospodarcza – z zestawem do make-up’u.
Biskwit i ja poszłyśmy poń w w piamach.
Nakładałam ten make-up razem z Biskwitem a’la Kate Titanic, zatem fakt, że produkt finalny wyglądał tak, jak wyglądał to doprawdy cud świętego Kominiarczyka.
Na miejscu Małpiatki odśpiewały pieśni okolicznościowe, wykonały pospiesznie i na odczepnego jakieś zet-pe-te, a potem rzuciły się do bufetu.
Nasza fauna poszła na pierwszy ogień,  zgodnie z zasadą, że nadnaturalne barwniki mają właściwości magnetyczne.
Małpiatki wbiły zęby w cukier, zapiły go gęstym od pianek kakao i zaczęły przegryzać sobie tętnice.
Był to znak, żeby ratować zastawę, docenić codzienną katorżniczą pracę personelu i ewakuować się z lokalu.
Co uczyniłam z dużą ulgą, gdyż Biskwit (w porywach do dziesięciu kilogramów) przesiedział imprezę w bocianim gnieździe mych ramion. Zstępowanie na ziemię okazało się zbyt ryzykowne dla kolekcji farb plakatowych i szopki z paper mache.

Imprezę uznać można by za udaną. Personel pochylił się nad wypiekiem, skomplementował wysiłek włożony w angażowanie progenitury w zajęcia z cukiernictwa, wypunktował pedagogiczne zalety współpracy nad plackiem, postawił za przykład... milczałam unikając wzroku oraz imitując skromność, nieśmiałość i wychowawczy profesjonalizm... i  wtedy do bufetu dopadła Dynia i wskazując palcem na bałwanki, zapytała oskarżycielsko z nienaganną dykcją i poszanowaniem zasad gramatyki: 'MUM, DID YOU DO... THIS? WHEN?'

(...)



©kaczka
39 comments on "[131]"
  1. śliczności :P~~~~

    ReplyDelete
    Replies
    1. A pomysl, o ile piekniejsze bylyby gdyby nie niemowle, ktore chcialo pomagac :-)

      Delete
  2. :DDDDDDDDDD
    nie wiem jak przelać tu salwę śmiechu i uciechy o tak krytycznej dla mnie godzinie, ale salwa zaistniała. z fanfarą! skutecznie niwecząc świętą ciszę nocną blokowiska. tudzież inwentarza domowego.
    Dynia jak zawsze (jak to mówią) trafia w punkt :D trafiony - zatopiony!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Anko, cisze nocna zaklocasz! Sasiad zemsci sie wiertara lub inna bormaszyna w sobotni poranek. Z gory przepraszam!
      Dynia mistrzynia wyczucia chwili!

      Delete
  3. :) o tej porze zdecydowanie nie powinnam Ciebie czytać :D Uśmiałam się bardzo (udało mi się nawet nie obudzić całego domu) Jak na nocny wypiek i poranne dekorowanie to jesteś genialna i niezwykle uzdolniona....
    Kinga

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kingo, nie smiem pytac, co powstrzymuje cie od rzucenia sie w piernaty o 4:21 :-) Ze pieczone noca i dekorowane za dnia to drobiazg. Najwiekszy problem to chec pomocy emitowana przez uparte niemowle.Biskwita nie mozna ot tak, zniechecic lub zajac czyms innym. Biskwit wystawiony za drzwi przeniknie przez sciany, jesli uwaza, ze mu sie nalezy :) Siedemset razy przeniknie.

      Delete
  4. I co sie stalo po pytaniu Dyni? Zapadla tak zwana niezreczna cisza?
    Ale wypieki piekne, balwanki mega-sprytnie przypudrowane ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niezreczna cisza i moje 'to komu po balwanku?'
      Balwanki, zaryzykuje, jakby pudrowane pod wystep przed kamerami w telewizyjnym studio :-)

      Delete
  5. Replies
    1. Codziennosc, matczyna codziennosc, czyz nie? Ratowanie galaktyki od reki i fastrygowanie wszechswiata na jutro przed rozpoczeciem lekcji! ;)

      Delete
  6. Renifery z preclowymi rogami! Kaczko, trzymaj sie z daleka od Bawarii!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Gdybys wiedziala, ile tych precli musialam polamac w rekach, zeby wygladaly wyjsciowo! Norweski brodzil w odpadach okoloprodukcyjnych :)

      Delete
  7. Śmiem twierdzić Kaczko, że Twoja współpraca z Norweskim przynosi imponujące efekty.
    Także ta przy piekarniku:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przez lasosc na komplementy, nie zaprzecze :)

      Delete
  8. Pomysł na babeczki - rewelacja:))). Pożyczam :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bierz! Nie moj to pomysl. Zainspirowaly mnie czekoladowe lizaki reniferowe na 'Moich Wypiekach'. A w Czytelni na marginesie jest strona Fun Crafts Kids tam to sie czlowiek naoglada!

      Delete
  9. Reniferkom gęby przyprawiłaś :)
    WHEN?!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przez uprzejmosc nie wspominasz o przyprawionych ROGACH, tak? :-)

      Delete
  10. Replies
    1. Na babeczki i Mikolaje? Wszystko z jednej i tej samej dziezy. Ratowane opakowaniem ciasta na blond babeczki instant Doktora Szmetkera (mam zawsze taki zestaw ratunkowy na dnie spizarenki). Do polowy dosypalismy holenderskiego kakao i wyszlo bardzo Svartje :-) Reszta to nadludzki wysilek, aby przykryc niedoskonalosci wypieku :-)

      Delete
  11. :)) Następną razą Dynię obudzić.
    Nocne wypieki wyszły znakomicie,nie mówiąc już o porannym zdobieniu.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Szczegolnie zdobienie. Zdobienie bylo, jak przedstawilam powyzej, przerywane nieustannym zewnetrznym monologiem Biskwita...

      Delete
  12. love Dynia! kochane dzieciątko :D

    ReplyDelete
  13. jeśli Ty coś takiego produkujesz na półprzytomna o 2:27 i dekorujesz omdlewająca nad ranem o 6:13, to zawstydza mnie całkowicie to, co powstałoby u Was w stanie wyspania i rześkości!

    a precle jako poroże - czad :)

    arbuz

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ach, moze to wlasnie sekret? Moze nalezy wypiekac i dekorowac w amoku? I po zmroku?
      Precle czad, ale pomysl nieautorski, wiec zasluge przypisuje sobie jedynie za lupanie tych cholernych precli golymi rekami :-)

      Delete
  14. No nie, kolejny Wasz wypiek. Może jakąś cukiernię gdzieś tam w okolicy urządzicie? 'Norweska Kaczka' zaprasza :) Bomba.
    PS. Następnym razem proponuje Zwarte Piet zamiast bałwanów, make upu nie potrzeba ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. To juz predzej z Bebe, bo to ona urzadzila maraton wypiekowy przed urodzinami Biskwita i orgie dekoracyjna. Mam nadzieje, ze okaze swiatu material fotograficzny.

      Aaaa! Fakt! Mogl byc Piet! Mamy nawet gdzies pacynke, ktora mogla sluzyc jako model. Do tego tradycja 'from Poland' brzmi jak 'from Holland'... alez niedopatrzenie :-)

      Delete
  15. Matko! To znaczy Kaczko! Jesteś szkolona w dziedzinie sztuk plastycznych, czy po prostu przejawiasz samorodny talent i dostałaś na wyposażeniu tak chirurgicznie precyzyjną rączkę? Już mię zastanawiały te helołkity, ale po porożu z precli, jestem pewna że mamy do czynienia z człowiekiem ( Kaczką) renesansu!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Samorodny talent! :-) Chirurgiczna precyzje przytepil Biskwicik. Pomysl, dopiero odmalowalabym na tych balwankach cala palete emocji, gdyby tylko nie zwisal mi z lokcia Biskwit :-)

      Delete
  16. Wypiek z dzieckiem zamieniony na wypiek z Norweskim? A potem wypieki na imprezie? No, no ;). Fajne te afroamerykańskie bałwanki. I Rudolfy zacne. No też bym się rzuciła.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie zdazylam wyprobowac, wiec trudno mi obiektywnie odpowiedziec na pytanie, czy walory smakowe dorownywaly? Stezenie cukru w cukrze bylo wystarczajace by Malpiatki pocinaly w okolicach sufitu, wiec zakladam, ze wypiek sie udal. Jako srodek dopingujacy :-)

      Delete
  17. widzisz - gdybys mieszkala w Wiatrakowie moglabys dowodzic ze bronisz narodowej tradycji i wysmazylas cala ferajne "Zwarte Piet-ow" ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zwarte! Nie Svartje! Och, skad mi sie to Svartje? Z norweska? :-)

      Delete
  18. Jak zawsze, świetna historia.

    ReplyDelete
  19. Replies
    1. Nic nie umknie uwadze wnikliwych Czytelnikow! :-)

      Delete