[24]

[15 Jan 2014]

(...)
Minął miesiąc.
Możliwe.
Dni mi się posklejały z nocami, a noce z tygodniami i pytana z zaskoczenia, nigdy nie umiem odpowiedzieć, czy to akuratnie styczeń, grudzień, czy rocznica zburzenia Bastylii.
Jedynie z niedzielą jest łatwo.
Niedzielę rozpoznaję po zamkniętych sklepach.
Biskwit jakby nieco okrzepł, ale z asanów noworodkowej jogi nadal poważa jedynie tę ‘papugę na pirackim ramieniu’, co ogranicza wiele podtrzymujących życie czynności, na przykład smarowanie chleba masłem.
(Rzuciłam masło.)
Do tego jest Biskwit niesłychanie wylewny, czego dowodem ślady serwatki na moich plecach.
W poniedziałek wpadła z lotną, poświąteczną kontrolą hippizująca położna w powłóczystej szacie i z kadzidełkiem.
Okadziwszy moją jaźń, przeszła bardzo bezpośrednio do rzeczy.
- Imaginuj sobie zasysanie moreli waginą i waginą tę morelę przeżuwaj – rzekła – albowiem winnaś nieustannie ćwiczyć mięśnie Kegla.
Ot, tak mi właśnie powiedziała. Bez wstępu, czy uprzedzenia.
Znać, że ten kraj dał światu Beate Uhse.
Położne na pruderyjnej Wyspie mówiły półszeptem o ‘zaciskaniu dolnych części’ i nerwowo chichocząc wsuwały w książeczkę zdrowia nieśmiałą ulotkę na temat.

(...)
Gdzieś przy wypełnianiu kwitów, a to wszak od dwóch miesięcy nasza rutynowa rozrywka, Norweski zapytał: Czy mogę w rubryce ‘wykonywany zawód’ wpisać ci, kaczko, ‘Hausfrau’?
(Nie, nie krzyczcie na Norweskiego, nie uczynił tego ze złej woli. ‘Hausfrau’ kontra ‘mikrobiolog kliniczny płci żeńskiej’ dla kogoś kogo ominęła reforma ortografii to przy sto czterdziestym kwicie wygodna, ekonomiczna alternatywa.)
Jednak dało mi do myślenia.
Że się jednak wciąż uporczywie trzymam  tego poprzedniego życia.
A przecież do tego co tu, winno mi być bardziej po drodze.
Że oto w sąsiednim domu Bunsen wymyślił palnik, że tuż za rogiem wykładała ‘najpilniejsza uczennica Husserla’ i że drożdżówki tu nieomal takie same, a maślanka dostępna w czterdziestu pięciu smakach.
Może zatem to wszystko: teksańska placówka edukacyjna Dyni, intensywne kontakty z jej byłym zakładem wychowawczym, listy do sąsiadów z pytaniem, czy róża w naszym byłym ogródku przetrwała huragan (cóż mnie nagle zaczęła obchodzić ta róża!) oraz fakt, że ciągle jeszcze nie złożyłam wypowiedzenia, to moja pępowina?
I że trzeba ją będzie wreszcie przeciąć.

(...)
Z cyklu: miejscowa fantazja.
- Dyniu, a jak nazywa się twoje przedszkole? – zapytał Rubenito.
Po czym wymienił nazwę swego, a mogło być to Stalking Beans lub Magic Beanstalks lub Very Happy Beans. W detalu nie pamiętam.
Dynia uczyniła: yyyyyyy...?  i szukając ratunku zwróciła się ku Norweskiemu.
- Deutsch-Amerikanisches Institut...


(...)
Noworodek retro w erefenowskim wdzianku po tatusiu.




©kaczka
44 comments on "[24]"
  1. Nie martw się, jeszcze jakiś rok i spokojnie chleb posmarujesz... z tym, że nie mogę Ci zagwarantować, że spokojnie go zjesz :D

    Noworodek noworodkiem, ale ja dostrzegłam KOKARDĘ w roli grzechotki ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. ... w roli diamentowej bizuterii :-) Idac sladem teorii, ze kazde dziecko inne jest, niewykluczam, ze naucze sie szybko biegac :-)))

      Delete
  2. Nie ma to jak erefenowska jakość koloru!
    Hausfrau, hausfrau - i mi próbują to przypiąć, ale utrzymuję, że jestem luksusową utrzymanką z tytułami.

    p.s. Weź, co tyle piszesz? W takim tempie nigdy cię nie dogonię! Karamba!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Cztery dekady w ciemnej piwnicy i patrz, koloru non-iron zaden mol nie zagryzie :-)
      ... pisze, bo to jedyne, co mozna robic bez wyrzutow sumienia z papuga na ramieniu, przed chwila probowalam jechac na odkurzaczu, ale prosciej jednak lupac jednym palcem w klawiature, a ctrl alt delete - nosem :-)
      A w zanadrzu tego pisania mam jeszcze przeciez o polskich ruskich pierogach i o zaklinaczkach noworodkow ;-)

      Delete
    2. Ciemne piwnice to niebo konserwatorskie - Wiewiór o tym może długo i namiętnie. Są takie zasoby muzealne, które nigdy nie ujrzą światła wystawienniczych reflektorów, bo konserwatorzy drżą nad feerią. Paradoks ultrafioletu.

      Pisz, co ci będę żałować. Na Wyspie też pisałam. Na początku pozwala jakby mniej zwariować w nowej dziwnej rzeczywistości. Dziergam w zanadrzu o ruskich i świni Pepie w mym warkoczu.

      Delete
    3. Pieknies wydziergala. Nasza wersja sie pisze.

      Delete
  3. Chleb bez masła mówisz.. nie widzę tego :)
    Ale i tak Cie podziwiam bo mało narzekasz, że ciężko, że nie śpisz a Twoje małe papuzie Zawiniątko ćwiczy arie...nocą...
    Także jest nadzieja...
    (wiem, pocieszam się)

    a WDZIANKO Z DOBREJ, ÓWCZESNEJ DZIANINY. wYGLĄDA JAK NOWE...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kolory wdzianka nieprawdopodobne. Nie przypuszczam, aby jakiekolwiek z zachowanych przeze mnie ku pamieci wspolczesnych wdzianek Dyni, czy Biskwita przetrwalo w takim stanie. Na wszelki wypadek, jak radzi Bebe, ukryje w lochach.

      Spania zaiste malo, ale pamietam, ze to nie trwa wiecznie, wiec czekam az minie. Licze tez, ze wygraja ojcowskie geny z zapotrzebowaniem na minimum dwanascie godzin snu dziennie :-)

      Delete
  4. W sumie fajnie, że doprecyzowują ten zawód słowem "wykonywany". U nas w druczkach najczęściej stoi po prostu "zawód". I ja wtedy bez kozery piszę "miłosny".

    ReplyDelete
  5. czy Biskwit właśnie robił Dyni manikiur czy to Dynia zatrzymywała siłę serwatkospadu? pozdrawiam :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dynia sprawdzala, czy w ciagu ostatnich dziesieciu minut pojawily sie zeby :-)

      Delete
  6. Och, a ta niedzwiedzia skora:) Z tego co wiem, to klasyczne zdjecie bobasa powinno przedstawiac nagusienkie dziecko na niedzwiedziej skorze!

    ReplyDelete
    Replies
    1. W dzisiejszych czasach przedstawiac nagusienkie dziecko... ryzykowne :-) Ryzykowne i dla niedzwiedziej skory, bo Biskwit wylewny jest na wszystkie konce.

      Delete
  7. oł maj, jakie wdzianko <3
    a propos niedzieli, "moja" położna miała tak na nazwisko ;) i nic sobie nie robiła z kota, który chciał zamieszkać w jej torebce. miała również jeden jedyny właściwy sposób używania kremu dla niemowląt - betonowała tyłek Ewki. - więcej! więcej tego kremu! :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czy bedziecie ponownie korzystac z jej uslug? :-)

      Delete
  8. Dynia w roli smoczka... ile ona tak wytrzymuje?
    jesteś kaczko nieprzyzwoita - śmiechem z moreli wystraszyłam czarne bociany w pobliskim rezerwacie :D

    ReplyDelete
  9. Morele codziennie. Na starszą nieświadomie wysępiłam 8 wizyt u pani fizjoterapeutki (ale może to miało jakiś związek z nadpodażą fizjoterapeutów we wschodnich Niemczech)* i to były w ogóle rewelacyjne cuda na kiju. Zwłaszcza że przyjmowała w suterenie pobliskiego domu starców.

    Samookreślenie - to dziwne, prawda? Ja mentalnie uważam się za "tę, co to z plecakiem na Syberię", mimo że ostatni raz był 9 lat temu.
    A ogólnie mam problem z tym, że mam tendencję do samookreślania się przez pracę - choć niby światopoglądowo uważam, że śmieciarz i profesor i szef koncernu to tacy sami ludzie.

    *ponoć po zjednoczeniu prognozowali, że teraz ludzie się wzbogacą, każdy kupi samochód i będzie dużo wypadków, no i z tego powodu pozakładali dużo szkół dla fizjoterapeutów

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nadprodukcje terapeutow moze rowniez tlumaczyc nadpodaz enerdowskich plywaczek o testosteronowych miesniach. We wsi deficyt, kaza jezdzic do miasta.
      Grzaski temat - samookreslanie.W profilu 'MbL' dziewczyny napisaly, na przyklad, ze jestem mama dwoch corek. Kto? Ja?

      Delete
  10. Te niemieckie ubranka bardzo porządne są, w moim domu rodzinnym do dziś znajdują się doskonale zachowane egzemplarze przywiezione przez tatę u progu lat 80. z NRD. U nas niestety nie mają zastosowania, gdyż są to głównie sukienki. Jeszcze nie mają zastosowania, wszak gender już się zbliża.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pech, powiadam ci pech, bo to sama frajda odziewac w nie potomstwo. Nadzieja w gender :-)

      Delete
  11. Ah, nareszcie. Odessalam sie od pracy, ktora mnie probowala wciagnac na 24h na dobe, doszlam od siebie, odkurowalam sie, odbebnilam egzaminy i nadrobilam 3 miesiace Kaczkobloga. (btw. adres bloga masz teraz nieaktualna, moze to tez pepowina;) ). Kaczko jak my sie musimy spotkac i nadrobic, bo ja ci tego wszystkiego nie dam rady opisac. A jak sie nie spotykamy w najblizszym czasie to wchodz na chata pliz. A propos filizanek z Elzbieta, te z Diana i Karolem pasuja mi idealnie pod Nespresso. Jacy ci Brytyjczycy postepowi. A dodatkowo dzieki temu mysle o Tobie codziennie rano. Melu teskni tez. I mam ci jeszcze tysiac rzeczy do opowiedzenia i tysiac pytan do zadania!
    Loulou

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ach, jakze sie ciesze, ze krolewskie filizanki ze zlotym uszkiem i odstajacym uchem Karola do czegos sie przydaja. U nas tez. Rozkoszny gatunek kiczu. Mamy nawet jedna z poczatkow ubieglego stulecia. A tu? Przyjdzie mi szukac filizanek z cesarzem? :-)
      Wyslalam wiadomosc :*
      A adres bloga zostanie, bo nie mam sily na kolejne przeprowadzki :-)

      Delete
  12. A w Polsce to ani o waginie ani o dolnych częściach ciała... Taka dyskrecja ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bo, jak przypuszczam, to zaden biznes dla farmaceutow takie tam zwykle cwiczenia.Moze nalezaloby zainteresowac sponsoringiem producentow moreli? :-)

      Delete
  13. A ja właśnie oderwałam się od Teresy Benedykty (to jej ścieżkami teraz drepczesz, prawda?) i zagryzając suszonymi morelami zerknęłam tu do Ciebie. W gardle mi ta morela stanęła i teraz już na wieki będę imaginować ;) (i jeszcze mnie zatkało z tego, że i Edyta i morele) (i jeszcze mnie zatkało z tego, że Biskwitka od jutra już nie noworodek, a ja się jeszcze nie oswoiłam z jej zaistnieniem)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czyzbys tak jak i ja sladami kobiet podejmujacych ekstremalne decyzje w poznym wieku? :-) Przeciely mi sie drogi z Teresa pod muzeum z Playmobil.
      A Biskwit lezy na moich kolanach i sie usmiecha pod nosem. Ze juz? Juz sie usmiecha?

      Delete
  14. A to 100% Baumwolle czy Polyester? Bo tak się zastanawiam, co w tych erefenach dzieciom zakładali. Kaczko, gdzieś mi mignęło, że jest u Ciebie post o Dublinie. Zanim ja się przedrę przez całość, zważając na tempo w jakim piszesz, to przestanie mnie to już interesować. Pamiętasz może numer? ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. O Dublinie bylo w poprzednim wcieleniu bloga http://laterradelpudding.wordpress.com/?s=dublin
      Tego bloga, ktorego po przymusowej eksmisji zmasakrowal mi wordpress. Z gory zatem przepraszam, ze czyta sie to tam bardzo kiepsko. Nijak nie mozna bylo tam bez wysilku edytowac przeniesionych notek.
      Wdzianko to 41% bawelny, reszta to wiskoza i poliester :-)

      Delete
    2. A ja tu dzisiaj przyszłam, żeby skasować to zapytanie, bo pomyślałam, że wisi jak wyrzut sumienia. Kto mając dwójkę dzieci, z tego jedno maleńkie, będzie dla mnie szukał posta o Dublinie? Tym bardziej dziękuję :) Oho, moje wróciły ze spaceru. Koniec laby ;)

      Delete
  15. Kaczko, podziwiam Cię za Twój macierzyńsko-literacko-hausfrauowy multitasking.
    Z tą Hausfrau też mam u siebie problem (pojawiło się w identycznej sytuacji biurokratycznej). Myślę, że to w De istnieje mała obsesja na punkcie podawania wszędzie swojego zawodu, tak, jakby ta informacja było dożywotnio aktualna. W Pl wszędzie wpisuje się jedynie wykształcenie, stąd też mój wewnętrzny sprzeciw na nazywanie mnie kurą domową ;-) (choć jednak ko, ko, ko....)

    Nasza położna na zajęciach odbudowujących po ciąży sugerowała jako jedno z ćwiczeń - windę (jednak bez przegryzania moreli). Hm. Nigdy nie dotarłam na trzecie piętro. W ogóle miałam wrażenie, że po ciąży nie znalazłam już mojego krocza.

    A Biskwit na owcy słodko udaje grzyba ;-)

    arbuz

    ReplyDelete
    Replies
    1. A obsesja na punkcie tytulow? Ze nawet wlasciciel kawiarni czuje potrzebe obwieszczenia swiatu, ze jest inzynierem? Socjologicznie fascynujace. :-)))

      Delete
    2. Wydaje mi się, że to wynika z tego, że w De więcej osób robi tzw. Ausbildung i nie studiuje, więc Ing. ma znaczenie. W Polsce z braku innych alternatyw i w mieścinie 10 tysięcznej można skończyć studia, co też młodzież entuzjastycznie czyni i co wpływa jednak na szarocodzienny charakter tytułu mgr.

      Taką sobie teorię uknułam ;-)
      arbuz

      Delete
  16. Hausfrau... temat niestety aktualny dla wielu z nas, z podobnymi pewnie odczuciami.

    ps. Moja babcia, ktora studiowala, zaraz po wojnie, architekture w Krakowie a pozniej cale zycie byla zona i matka (no, moze raz na jakis czas wykreslala projekty dziadka) kiedys zadziwila mnie stwierdzeniem, ze kobiety sobie to rownouprawnienie na swoja wlasna krzywde wywalczyly. Od kiedy jestem mama, czesto do mnie te slowa wracaja.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Temat bumerang i rzeka. Zadanie domowe: kim, u licha, tak naprawde jestem?
      A w slowach babci duzo gorzkiej prawdy.

      Delete
  17. - Deutsch-Amerikanisches Institut...

    haha - padam po tym poście! :)
    Pozdrawiam!

    ReplyDelete
  18. Kaczko, ptactwo do ptactwa ciągnie :-)) Papużka w przebraniu muchomorka bajecznie kolorowa i, jak to ciasteczka , przesłodka. Nie dziw się, ze Cię obsiadła: pachniesz właściwie (mleczko!), piórka miękkie i ciepłe... A pępowina sama odpadnie w swoim czasie. Takie jej prawo.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Obsiadla i zaanektowala :-)
      I ja licze, ze czas jednak te pepowine mi odgryzie.

      Delete
  19. Ale to prawda, że w kraju tym, gdzie kruszynę chleba... mięśnie Kegla są, ale jakoby ich nie było, tak bardzo owiane tajemnicą.
    I Kaczko, Kaczko! Ze świecą takiej Hausfrau drugiej jak Ty. Jak świat długi i szeroki.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kochana, :*
      Moze pora tedy zaniesc kaganek oswiaty pod strzechy i wystapic z jakas spoleczna kampania na temat Kegla :-) Na Wyspie to tez nowosc, moze trend sie rozlezie?

      Delete