[405]

[30 Aug 2019]

(...)
Do końca wakacji wciąż długie dwa tygodnie, więc dzieciny uczęszczają na półkolonie. Gdzieś muszą uczęszczać, bo nikt nie chce ich wpuścić do kasyna, a i bary niekoniecznie otwierają się już o ósmej rano. No chyba, że mleczne?
Półkolonijne bachanalia  organizuje Klub Przyjaźni Niemiecko-Amerykańskiej imienia Walta Whitmana. (A może Walta Disneya?)
Zapisuję tam progeniturę raz po raz,  a dla własnego dobra już dawno powinnam zaniechać tego procederu.
Kolonie są na wskroś amerykańskie, co może nie przejawia się w nieograniczonym dostępie do broni palnej, ale za to w rozmachu podejmowanych wyzwań.
Jeśli portret Abrahama Lincolna to najlepiej mural. Jeśli kopia Statuy Wolności z masy solnej to w skali 1:1. Jeżeli domek dla ptaków to wyłącznie dla kondora kalifornijskiego.
A potem, wszystko to, i mural, i słup soli, i penthouse dla zwierzęcia, należy zabrać do domu.
Tramwajem.
Jak dotąd, ze względu na ograniczenia wiekowe, na półkolonie uczęszczała tylko Dynia. Tym razem dołączył Biskwit, co zdublowało liczbę produkowanych artefaktów.
Dwa murale, dwie statuy, dwa apartamenty z garażem i lądowiskiem dla helikopterów, czterdzieści osiem własnoręcznie pokolorowanych flag stanowych, słoik po maśle orzechowym XXL przerobiony na Mount Rushmore, Pentagon ze sklejki, indyk z papier mâché i pierwsi osadnicy wyciosani w mydle na wzór grupy Laokoona ...
Wystarczy wyjść z tym na ulicę i natychmiast człowiek czuje się jak parada na Dzień Dziękczynienia.
Brakuje jedynie balonów, ale – igram z losem - to pewnie kwestia zorganizowania przed śniadaniem jednej lub dwóch cystern lateksu.
Efektem ubocznym półkolonii, oprócz mojej przepukliny, jest autorska piosenka Biskwita, której pierwsza i jedyna zwrotka brzmi:
OH, SAY, CAN YOU SEEEEEEEE...
I LOVE MYSELF!
I LOVE MYSELF SOOOOOO MUCH!

(Bo zbiegiem okoliczności szlagier ten jest na melodię ‘Gwiaździstego sztandaru’.)
Nikt, kto zna Biskwita, nie wątpi w moc tego uczucia.
Ale jakie to pożyteczne, że dzięki czcicielom Whitmana, Biskwit może je ot, swobodnie wyrażać w jeszcze jednym języku.

©kaczka
6 comments on "[405]"
  1. Duży masz ogród i taki puuuusty! Widzę widzę tam te statuy i kondory!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ogrod zawlaszcza natura! Ostatnio pociagnelam za lodyzke bluszcze, ktory wisial za piwnicznym oknem i okazalo sie, ze ten jest polaczony z szopa na rowery. Troche sie z tym bluszczem szarpalismy o to do kogo nalezy szopa!

      Delete
  2. Ach świeża porcja kaczki- mój organizm tego potrzebuje!

    Zaczęło chłostać mnie sumienie, jak przypomniałam sobie te nie do końca wyschnięte malowane plakatówką Smoki Wawelskie wielkości omalże naturalnej , które dzieci po zajęciach plastycznych koniecznie, ale to koniecznie chciały zabrać do domu...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Co usiade do pisania to zycie mi wyrywa z rak klawiature! Prawda jest tez, ze zgubiwszy caly miesiac goracego lata wykorzystujemy kazda chwile, by byc poza domem. Dzis jednak, tak mowia prognozy i wrozki meteo, ostatni cieply weekend. Jest nadzieja!

      Imaginuje sobie, ze jest na swiecie jakas garsteczka rodzicow, od ktorych po incydencie ze smokiem w skali 1:1 nie dostajesz kartek z zyczeniami na swieta :P

      Delete
    2. Mało tego! Ile razy mnie widzą na mieście, opowiadają, że po dziś dzień się te zielone plamy nie sprały, a to był ulubiony tiszercik skarbusia.
      Koleżanka-plastyczka, która często z dziećmi warsztaty prowadzi, opowiadała o tatusiu, który jeszcze w trakcie szału twórczego swej sześciolatki wywijał jej sukienczynę w poszukiwaniu metki, i że uff H&M będzie otwarte i mamusia nigdy się nie dowie o tym kleju i brokacie...

      Delete
  3. Padłam! (Choć myślałam, że padłam już wcześniej, po tygodniu latania - ale nie, padłam jednak dopiero teraz ;) )

    Uściski od tej od kartki bez znaczka.

    ReplyDelete