[5 Apr 2019]
Notka numer CZTERYSTA! Jeszcze dziesięć tysięcy i się tu dogoni Modę na sukces!
Notka numer CZTERYSTA! Jeszcze dziesięć tysięcy i się tu dogoni Modę na sukces!
(...)
Gdy rok temu producent karmy dla psów
wygrał proces o eksmisję Montessorian, bo jak argumentował obecność przedszkola
na sąsiedniej posesji zakłócała mu fengszuj fabryki, zgodnie z decyzją sądu
spakowaliśmy placówkę i na własnych barkach przenieśliśmy ją na drugą stronę
torów. Tory to istotny detal, bo trudno przebiegać po nich z szafą między
pospiesznymi na Berlin. Ale iść z szafą przez wiadukt to też nie wesele, gdy
ten wiadukt leży siedemnaście kilometrów dalej i ma czterysta szesnaście
schodów w górę i dwieście osiemnaście w dół.
Mówią, że tego dnia byli tacy,
którym w całym tym procesie skończyło się Endomondo.
Dwa razy.
Nowy lokal zapowiadał się nieźle. Rzecz
jasna, były drobne mankamenty, a to woda niezdatna do spożycia, a to szklana
stłuczka wymieszana z ziemią w ogródku (nigdy nie zapomnę zbiorowego wyrazu
twarzy personelu i rodziców, gdy Biskwit podczas letniego festynu wszedł
pomiędzy przystawki i wysypał na talerz z sojowym sernikiem dwie garści piasku
i tłuczonych butelek, anonsując, że oto znalazł za budynkiem żyłę diamentów), a
to jeśli włączyć jednocześnie suszarkę do rąk w toalecie i piekarnik w kuchni to eksplodują korki. Do tego jeszcze,
jak okiem sięgnąć wszędzie dookoła posępne, opuszczone budynki, a wszystko to
owinięte drutem kolczastym i przetykane zardzewiałymi wieżami strażniczymi.
Darowanemu nie zagląda się pod podszewkę.
Nie było innej opcji. Miasto co miało, to
dało, wypominając wielokrotnie rozmiar swego finansowego poświęcenia. Jedynie
zapomniało uprzedzić, że gdyśmy ganiali z tymi szafami po wiadukcie w te i
wewte, to miasto właśnie sprzedało i ziemię, i budynki deweloperowi-altruiście.
Deweloper dostał ten teren za bezcen,
wszak podpisał, że w zamian przechowa Montessorian do chwili, gdy ci,
wyremontują sobie ruinę w innej części tych poamerykańskich koszar. Altruista wytrzymał w swym
przyrzeczeniu kilka tygodni, po czym pojawił się z informacją, że miał sen. W
tym śnie widział szklane domy, nowy, wspaniały świat i przedszkole na sto
sześćdziesięcioro dzieci. Potem okazało się, że to w aktualnym przedszkolu
widział te sto sześćdziesięcioro dzieci, co wstępnie omówił już ze szwedzkim
inwestorem, który dostarcza prywatną, płatną edukację na wynos w całej Europie.
Zatem teraz, po Wielkanocy, czterdziestka montessoriańskich kurdupli ma przenieść się
do odklepanego wychodka i ustąpić miejsca tej przyszłości narodu, którą
sprowadzi szwedzki inwestor.
Od jesieni dzień w dzień odprowadzam
Biskwita na plac budowy. Deweloper burzy wszystko wokół pod swoje drapacze
chmur. Azbest, pył, szklana stłuczka, cement i beton. W tym samym czasie ekipa
polskich robotników wyklepuje wychodek i dzieli resztę budynku na bezwybiegowe
klatki na dzieci. Azbest, pył, szklana stłuczka, cement i beton. Przed przedszkolem
są trzy miejsca parkingowe docelowo dla stu sześćdziesięciorga rodziców i
personelu. Niewykluczone, że deweloper poczuje potrzebę wykopania płatnego,
podziemnego parkingu i wtedy roboty budowlane otoczą nas już z każdej możliwej
strony.
(Dziś prawie pękła mi żyłka, gdym
zobaczyła na plakatach, że deweloper kandyduje do Europarlamentu z ramienia chrześcijańskich
demokratów z bukietami haseł o poprawie jakości opieki i edukacji dzieci.)
Najwcześniej za dwa lata (jasne, to samo
mówiono o lotnisku w Berlinie) Montessorianie przeprowadzą się do swojego nowego
centrum. To oznacza, że nadchodzący rok młodzież przedszkolna spędzi jednak w
wychodku, a szkolna w kontenerach ustawionych pod tym wychodkiem, gdyż nikomu
nie opłaca się już remontować budynku szkoły skoro i tak ma nastąpić
przeprowadzka. Krzesiłabym tu umiarkowany optymizm, aczkolwiek los nie takie
rzeczy już aportował Biskwitowi merdając przy tym ogonem, może więc faktycznie
Biskwit ma szansę trafić do świeżo wyremontowanej placówki? (lotnisko w
Berlinie, lotnisko w Berlinie, kaczko myśl!)
Jakby to nie wystarczyło.
Sen miała również Dyrekcja imienia Ofiar.
W tym śnie zobaczyła swoją azbestową tysiąclatkę wykładaną sosnową boazerią i
lastrykowym salcesonem jeszcze większą pod względem areału. Szanghaj i Sao
Paulo edukacji. W tym celu już po Wielkanocy polscy robotnicy wyburzą tam
skrzydło, w którym aktualnie pobiera nauki Dynia i rozpoczną rozbudowę.
Młodzież przeniesie się na ten (nieokreślony) czas do kontenerów. Wróć,
przeniosą się wszyscy, z wyjątkiem klasy Dyni. Dyrekcja, próbując zapewne
przyoszczędzić na kontenerach, postanowiła bowiem, że brak całej frontowej
ściany w klasie na pierwszym piętrze uda się zamaskować, np. folią malarską. To
wpisuje się w nurt surwiwalu, o którym napisała mi niedawno naszpani (wymiana korespondencji nadal trwa): nadrzędnym celem szkoły jest ukazać
dzieciom, że nic co wartościowe w życiu nie przychodzi łatwo, a proces nauki
winien hartować charakter. Zadaniem rodziców jest wspierać swoje dziecko w tych
trudach i walce.
Zima na pierwszym piętrze, w klasie bez
jednej ściany?
Jeśli to nie zahartuje nam wszystkim charakterów,
to doprawdy nie wiem, co jeszcze mogłoby.
Tymczasem w przedszkolu:
- Mamo! – opowiada wzburzony Biskwit. –
Czy wiesz, co robili dziś robotnicy?
(Młodzież spędza czas wolny wisząc na
płocie i komentując parki maszynowe.)
- Co?
- Palili papierosy i wrzucali palące się
niedopałki na naszą stronę ogrodzenia!
- Zgasiłaś?
- Nie! Przerzuciłam na ich stronę! No, bo
co! Głupie penisy!
-
yyyyyyyy???
- … i powiedziałam im, że są głupimi
penisami.
Och, gdyby tak #byćjakBiskwit, szczególnie
na szkolnych zebraniach!
(...)
Niezobowiązująco przeglądamy ofertę szkół
ponadpodstawowych.
Norweski rozmawia przez telefon z
sekretariatem jednej z placówek.
- ... byliśmy bardzo zaskoczeni, gdy okazało się, że tu, w sąsiedniej dzielnicy,
jesteście, jak wskazuje nazwa, państwową szkołą m i ę d z y n a r o d ow ą. Jak to wygląda w praktyce?
-
- No, w
praktyce to wygląda tak, że mamy uczniów, którzy mówią w przynajmniej dziesięciu
różnych językach.
-
- I
macie do wyboru lekcje w tych językach?
-
-
Nie,
ale mamy jedną klasę rowerową, a od tego roku klasę gry na puzonie. A za rok
planujemy klasę teatralną.
Aż dziw, że nie cyrkową (!)
©kaczka
JUBILEUSZ! Czterechsetny post ,dwa miliony odsłon, sama rozumiesz że rzeczywistość musi dostarczać Ci wyzwań krwistych, pełnobiałkowych,gorących żebyś miała czym zapełnić nasze pisklęce rozwarte dziobki.
ReplyDeleteProsze mi odnotowac na nagrobku: los ja smagal dla uciechy milijonow! 😀
DeleteEllaWu dobrze prawi! Odnośnie edukacji Dyni: no w końcu to Szkoła Ofiar... (no że też ten patron nie wzbudził Waszej czujności), a odnośnie edukacji Biskwita- nic się nie bój, montessorianie są niezatapialni ;)
ReplyDeleteFakt! Aczkolwiek wychodek i trzy miejsca parkingowe beda prawdziwa proba charakterow! Deweloperze, ty glupi penisie!
DeleteŁączę się w bólu - szkoła pod wezwaniem ezoterysty Steinera, do której uczęszcza moje dziecko, jest szkołą wędrującą. Po 10 latach w dzielnicy D., gdzie przeprowadziliśmy się po części, żeby było blisko, przeniosła się na rok co centrum, a od września nie wiadomo gdzie będzie. Może za miastem, może w mieście, może kontenery.
ReplyDeleteLacze sie w cierpieniach. Trzeba byc prawdziwym ezoterysta, buddysta a nawet dalaj lama zeby to znosic bez pulsujacych zylek!
DeleteBiskwit powinien prowadzić warsztaty asertywności.
ReplyDeleteLastrykowy salceson! Tu mnie masz. Jak niewiele trzeba, by po latach ujrzeć to oczyma duszy.
ReplyDelete" Azbest, pył, szklana stłuczka, cement i beton" i do tego jeszcze niedopałki. A u podstaw - polscy robotnicy.
ReplyDeleteCzuję, że trzeba będzie opracować kolejną ustawę w celu ochrony imienia narodu polskiego, inaczej, gdy obecni wychowankowie tej szkoły dorosną, Polska nie wybroni się od spraw o odszkodowania.
#byćJakBiskwit doprawdy!
ReplyDeleteOraz....
Lepsze cztery setki kaczki,
niż zepsute kółko taczki!
Malibu! Dla wszystkich!