[98]

[26 Jul 2014]

(...)
Zepsuła się lodówka.
(- Niesamowite! – powiedział serwisant. – Takiej usterki nie widziałem w całej mojej karierze. – dodał tonem kardiochirurga, który po rozcięciu skalpelem klatki piersiowej zamiast serca znalazł wątrobę, a zamiast wątroby zegarek.
Może, sakreble,  zaproszą nas na Kühlschrank-Con?)
Zepsuła się lodówka.
Przyjechała Lucyna.
Podejmowanie gości bez lodówki jest trochę kłopotliwe, a trochę nie.
Bo brak zimnych napojów, ale też jedzą na mieście i przez to mniej zmywania.
Lucyna ma cztery lata, nieujarzmione blond loki i skutkiem wywoływanego przez miesiąc kleszczowego porodu oraz nielekkiego połogu pewną w sobie asymetrię, i twarzy, i ciała.
Nie jest to żadna deformacja, Lucyna jest piękną, intelektualnie sprawną  blondyną, ale nieodmiennie mnie zaskakuje, jak bardzo mózg traci grunt pod nogami, gdy ja tu chcę spojrzeć Lucynie prosto w oko...a oko jest przesunięte.
Do tego Lucyna szybko sypia.
Sypia, rzekłbyś, błyskawicznie.
Przecknęłam się dziś o piątej, patrzę stoi u stóp łóżka zjawa w różowej pidżamie, portki się za nią ciągną jak welon, i szepce: Wake up, wake up! Time to play!
Och, już nigdy złego słowa o własnych dzieciach o siódmej trzydzieści.

(...)
Przez lata zapomniałam, ile pułapek czyha na mieszkającego w bloku.
(W odróżnieniu od właściciela posiadłości ziemskiej nieprzylegającej do cudzego płotu.)
Mieszkając na pierwszym, tkwimy w samym środku socjologicznej, ciężkostrawnej kanapki.
Z sutereny, gdzie nie zagląda słońce, wyprowadził się właśnie apokaliptycznie blady, zupełnie pozbawiony chlorofilu student, pozostawiając po sobie w pralni jedną brudną skarpetę.
Skarpetę tę jako dowód rzeczowy okazał mi na kiju od szczotki sąsiad z pierwszego. Taka tam współczesna wersja bajki o Kopciuszku. Na szczęście, student miał ciało wątłe i rachityczne, a stopy w zaniku. Sąsiad z pierwszego rzucił okiem na moje buty i z miejsca był pewien, że to nie do mnie należała skarpeta.
Student odjechał w siną dal. Skarpeta została. Do sutereny wprowadziła się rodzina z Syrii.
Wszyscy czterdzieścioro.
- Panie!  - zwierzył się Norweskiemu sąsiad z parteru, dodajmy, emigrant z Portofino. – Oni [czyli właściciele] tu już teraz wpuszczają każdą chołotę!
Jako ta, co wprowadziła się tuż przed rodziną z Syrii, pospiesznie oddaliłam się do łazienki, by tam z godnością osmarkać się ze śmiechu.
Powiedzmy wszakoż, że rodzina z sutereny szczególnie się nie stara o swoją reputację.
Na przykład, listonosz zostawił im dla nas jakąś niezidentyfikowaną przesyłkę, a oni plączą się w zeznaniach. Najpierw nie reagowali na dzwonki, ani pukanie do drzwi, a gdy wreszcie zastawiłam na nich pułapkę, jedni twierdzili, że nie było żadnej przesyłki, drudzy, że przesyłkę, której nie było wsunęli nam szparą pod drzwiami. Pozostaje mieć nadzieję, że nie były to klejnoty koronne.
Potem rodzina z sutereny zajęła nasze miejsce parkingowe.
Uuuuu...
To nawet nie nietakt. To samobójstwo.
Zorientowani wiedzą, że wiele można odebrać Norweskiemu, ale przebóg, nie miejsce parkingowe! Bo owe są nie tylko w deficycie, ale od zawsze stanowią dla Norweskiego pożywkę dla łagodnej paranoi.
Norweski zszedł do sutereny, przemówił, oddali, ale zmarszczka na stosunkach dobrosąsiedzkich została.
Wczoraj.
Schodzę do piwnicy pełnej dóbr naszych i sąsiadów z pozostałych pięter.
Składuje się tam na kupie rowery, stare szafki, telewizory, wózki, urny z pradziadkiem, zepsute żelazka i maszyny do lodów.
My trzymamy tam walizki.
Przez ostatnie osiem miesięcy piwnica była zawsze otwarta i wiara w to, że pewne rzeczy pozostają niezmienne, kosztowała mnie obity bark, którym próbowałam sforsować zamknięte na klucz, ciężkie metalowe drzwi. Nie trzeba tu sprawności socjologa, by skojarzyć fakty. Pod sutereną zbudowano okopy z przedmiotów, które mogłyby zostać zdeponowane w piwnicy, ale zdeponowane nie zostały.
Idę do sąsiada z parteru, pytam: che?, a sąsiad mi na to, że decyzją administracji budynku, czyli sąsiada, dostęp do piwnicy przysługuje tylko mieszkańcom nadziemnym.  Pożyczalscy i hobbici won!
Tymczasem mieszkańcy sutereny skarżą się, że pies z Portofino sika na ich okna.
Sąsiedzi z drugiego nadal trwają przy zdaniu, że złośliwie tak ustawiam wózek pod swoimi drzwiami, żeby się o niego potykali wchodząc na swoje piętro. I że zbiorą podpisy wszystkich, którym to przeszkadza. Czyli swoje, tak? Bo nad drugim to już tylko niebo.
Za to najuniżeniej kłaniam się rodzinie z końca ulicy, bo oni zawsze siedzą przed domem. I wiedzą o wszystkich wszystko.
(- Pana żona to z Australii, co?
- Yyyy... czemu?  Mnie by się cisło, a przypomina kangura?!
- Bo dzieci takie zawsze cienko ubrane.)
Żyję na linii demarkacyjnej w oczekiwaniu na dzień, gdy zapłoną wycieraczki.
Paradoksalnie, wyszłam z bloku, wróciłam do bloku, wreszcie czuję, że żyję.

©kaczka
14 comments on "[98]"
  1. A czy Naszpanie nie sugerowały kiedyś, że masz australijski akcent? :) Kaczko, pogrzeb w genealogii, może coś jest na rzeczy ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. To byly matki spod wieszaczka, ktorym sie zdawalo. Mysle, ze to doklada do tematu 'z czym Niemcom kojarzy sie angielszczyzna'. Jest parcie na Australie :-)

      Delete
  2. Ciesz się, że wiedziesz żywot bogobojny i nie sprowadzasz. Aczkolwiek wizyta kuzyna tudzież pociotka stać się może źródłem i pożywką. Czy mianowicie obecnie jasna jest jasność, dlaczego pragnę wejść w posiadanie nieruchomości wolnostojącej?

    ReplyDelete
    Replies
    1. I tak, i nie. Gdyz jak wiesz, wyprobowalam zycie najemczyni nieruchomosci nieomal wolnostojacej... (Pomijajac fakt, ze rozmiar tej nieruchomosci rozciagnietej po antresole byl mizerniejszy niz tymczasowe mieszkanie). Nie znajduje sie w wolnostojacych. Nocami boje sie zbojcow, za dnia, ze trawnik mi wybuja, gdyz nikt go nie zetnie. Z bloku powstalam, w blok sie obroce :-)

      Delete
  3. Lepsza awaria lodówki,
    niż sąsiedzkie wywiadówki.

    Oraz, żeby podkreślić wagę sprawy:

    Lepszy widok obsikany,
    niż Norweski Gniew olany.

    ReplyDelete
  4. Dużo luzu trza mieć w kroku
    żeby współżyć z ludźmi w bloku!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Boskie :)

      oraz spodnie po kolana,
      by nie wściekać się już z rana.

      Delete
    2. Wytrzasnelabym z rekawa stosowna riposte, alem dzieki Lucynie nadal niewyspana. Ba! Lucyna umeczyla nawet Biskiwta swoja poranna aktywnoscia. Biskwit, jak usnal dzis o dziewiatej to wstal o pierwszej po poludniu. Normalnie to sie Biskwitowi nie zdarza :-)

      Delete
  5. I w tym miejscu będę bronić honoru bloku jak niepodległości. Albowiem i gdyż mam na stanie świeżutkie i chrupiące doświadczenia z bloku (1 nawiedzony / 19 normalnych) oraz z poniemieckiej kamienicy (2 / 4). Liczby mówią same za siebie...
    Iza

    ReplyDelete
    Replies
    1. Izo, wiem o czym mowisz. To czasem sport ekstremalny takie mieszkanie w kamienicy, ale dom to dla mnie za wiele. Niezwyczajnam. :-)

      Delete
  6. Bebeluszek! :)))))))))))))))))))


    Kachna

    ReplyDelete
  7. A gdzie sąsiad co nie lubi wózka? ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Sasiedzi musieli gwaltownie polubic wozek, gdyz zepsula im sie pralka.
      Do kogo przyszli przez zasieki z wozka by odwirowac? :-)

      Delete