[99]

[30 Jul 2014]

(...)
Odjechała Lucyna nie doczekawszy naprawionej lodówki.
Ale bez obaw.
Jesteśmy w posiadaniu lodówki zastępczej, którą po rozmowie z Hauptcioteczką dostarczył nam do domu producent.
O czym rozmawiali nie wiem, ale kwadrans później lodówka była.
(Mam nadzieję, że to jest dziedziczne i obie me córki posiądą po Hauptcioteczce te werbalne ostrogi. Szczególnie dobrze rokuje Biskwit.)
Dzięki lodówce zastępczej ('Nie, pani kaczko, nie wypożyczymy pani lodówki. Mamy związane ręce względami higieny i bezpieczeństwa.'... dwadzieścia minut później... 'Pani kaczko, rozmawialiśmy z teściową, kwadrans temu zmieniły się przepisy, proszę wyjść na rozstajne drogi i wyglądać lodówki!') poziom mlecznych sznytek w Lucynie pozostał zadowalający.
(- Myślisz, Norweski, że przywiozą nową lodówkę? 
- Myślę, że nie zawahają się zabrać lodówki z pracowniczej świetlicy. Bądź przygotowana, że znajdziesz wewnątrz kanapki z Leberkaese i miejscowe kluski w pudełku podpisanym Johann lub Heinrich.)
Lodówka zastępcza jest dość pojemna.
Mieści, na przykład, wiadro czerwonych przeczek, drugie tyle śliwek węgierek, trzy paczki mlecznych sznytek w czekoladzie  i butelkę mołdawskiego wina ‘Stary Mnich’.
Dobrze Dyni było z Lucyną, bo Lucyna jest jak wojska ONZ.
Gdzie się nie ruszy tam sprowadza pokój i dobrobyt.
Lucyna się nie szarpie o zabawki, nie musi rządzić, jest uprzejma i na bank, zgodziłaby się udawać Niemców w zabawie w 'Czterech Pancernych'.
Dla nas radością było się znów przekonać, że słowotok Dyni w języku yes niczemu nie ustępuje.
(Taaa... jasne. Nie porównujemy, prawda?)
Społeczeństwo, na marginesie, torpeduje próby integracji.
- Chcesz lodów? Oto gotówka. Idź! Kup sobie i Lucynie. – wyjaśniłam pod budką z lodami. – Ale pamiętaj, by przemawiać w języku ‘Bitte!’.
Dynia złożyła w całość wystąpienie na temat truskawkowych, pochwyciła Lucynę i poszły.
Pan z budki powitał je radosnym ‘Which one?’.
Dynia powróciła tedy z taką jakby amerykańską pretensją: ‘Mama! EVERYONE speaksYES! Why should I speak ‘Bitte!’?
Trochę ją rozumiem.
Trzy nagabywane przeze mnie wczoraj osoby, które prosiłam o wskazanie drogi na pływalnię, uciekły w popłochu krzycząc, że nie mówią po niemiecku.
(- Ja też nie! Ja też nie! – wołałam, ale odpowiadało mi jedynie echo.)
Mimo wszystko, odbieram to jako pewnego rodzaju komplement.
Uciekając mogły przecież krzyczeć, że nie rozumieją australijskiego.

(...)
Wpadło w toń biedne dziewczę. Przez czas jakiś
Wzdęta sukienka niosła ją po wierzchu
Jak nimfę wodną (...)



[Hamlet, Szekspir, tłum. J. Paszkowski]

(...)
O ironio losu.
Lucyna przywiozła nam na nasze własne życzenie kilka kilogramów angielskiego poręcznego, nieortodoksyjnego, smakowitego  jadła dla niemowląt.
Wyhodowałam na nim jedno. Będę hodować i drugie.
Jak to możliwe, że angielska kuchnia ma taką złą prasę? 

©kaczka
5 comments on "[99]"
  1. Fanfary! Fanfary na rzecz lodowki!
    I troche tez Hauptcioteczki....kobieta ma jednak moc.

    Mam teorie, co do jadla dla niemowlat.
    Teutonczycy kochaja recycling.
    Teutonczycy brzydza sie plastikiem.
    Teutoonczycy wielbia szklo.

    To wiele wyjasnia. Zwlaszcza w zblizeniu z niemowlecymi ustami.

    ReplyDelete
  2. Biedne dziewczę z tą obrazaburczą kibicią... NIECH TONIE!!!

    ReplyDelete
  3. O, robiliście test na czarownicę?

    ReplyDelete
  4. Ta syrenka niewatpliwie plywa crawl'em!

    ReplyDelete
  5. Ostatnie zdanie powyższego wpisu budzi we mnie gwałtowną potrzebę reakcji. Po tym jak Sue starła na tarce cały kawał wybornego (był naprawdę przedni) czedara, zatopiła w ziemniakach i zrobiła z tego bezsmakowe puree oraz po kontaktach z ichnimi sosydżami wykonanymi głównie z trocin z sąsiadującego z masarnią tartaku to ja jednak jestem ostrożna w wychwalaniu wyspiarskiej kuchni. No chyba, że mają jakiś specjalny kontyngent żywności dostępnej tylko dla bardzo małych.

    ReplyDelete