[398]

[28 Mar 2019]

(...)
W ubiegłym roku los kilka razy zrywał mi tupet (i tupecik) i wdeptywał je w psią kupę.
Dosadnie doświadczyłam, że tylko Batman jest nieśmiertelny, a i on, zdaje się, nie zawsze.
Przelały się przeze mnie zdroje łez i adrenaliny i myślałam, że gdy już te wody się rozstąpią to wszystko we mnie cudownie wydobrzeje.
Nie wydobrzało.
Długo, zbyt długo nierozcieńczane molekuły stresu nim wyparowały, nadkruszyły fundamenty.
Znać, nie tylko ryby, ale i kaczki, psują się od głowy.
Z zalecenia pruskiej służby zdrowia wiodę zatem ponętne życie emerytki.
Obsesyjnie mierzę hektopaskale ciśnienia, trzymam rękę na swoim pulsie, jadam kiełki i korzonki, chodzę spać wcześniej niż moja progenitura, bezkrytycznie przyjmuję jakieś pigułki z cukru, piję melisę, miętę, waleriannę i dziewannę [1] i na każde zebranie w fabryce wchodzę z tabliczką ‘zabrania się denerwować’.
Pogodziłam się, niemal zaakceptowałam, że moja przydatność do życia kiedyś się skończy.
Stąd, gdy w piątek zaczęłam tracić wzrok, przyjęłam to, ku własnemu zaskoczeniu, ze stoickim spokojem.
A było to tak.
Wychynęłam spod prysznica, założyłam okulary, wysuszyłam i odziałam swój negliż i nagle zorientowałam się, że bardzo źle widzę.
Wizję odbierałam jakby z telewizora marki Rubin ustawionego za akwariumem.
Świat wokół bujał się i rozmywał, a ustawienie ostrości nie było możliwe.
Zdjęłam okulary, wyczyściłam je dokładnie, założyłam ponownie.
Ten pospolity trik, odpowiednik ‘proszę wyłączyć i włączyc ponownie komputer’ nie zadziałał.
- Oho! – wydedukowałam. – Czyli musowo pękła mi jakaś żyłka!
(W sumie, nic dziwnego. Od kilku godzin po mojej kuchni grasowała Hauptcioteczka przyrządzając kanapkę z potrójną szynką, salcesonem, wątrobianką i mortadelą dla moich zapamiętale wegetariańskich dzieci. Rozeszłyśmy się właśnie do narożników po jakimś kolejnym sparringu na temat deficytów protein, wiatmin, roztropności i praworządności.)
Świat widziany przez te czyste okulary nie wyglądał wcale takim, jak go pamiętałam.
Znacząco stracił na atrakcyjności.
Bez okularów też nie był jakiś szczególnie pociągający. (U krótkowidzów rzadko takim bywa.)
Napad zaćmy? Zapalenie nerwu wzrokowego? Eksplozja żółtej plamki? Odklejanie się siatkówki? A może efekt uboczny żelu przeciw komarom, którym zalała mi oczy Hauptcioteczka, gdy przez zaskoczenie zaatakowała mnie komarocydem, który to efektywnie i oszczędnie miałby mi wyleczyć migreny? Te, których, jak raz, nie mam.
Zdiagnozowawszy, że tracę wzrok i nie wiem, ile czasu mi zostało na wizualną percepcję rzeczywistości, usiadłam przy komputerze i wytrzeszczając oczy zaczęłam poszukiwać wyjścia z sytuacji.
Na chłodno.
To znaczy, czy jako przewodnik lepiej sprawdzi się owczarek niemiecki, czy labrador?
I, że w sumie, szklanka zawsze pełna, dzieci się ucieszą, bo wtedy już na pewno kupimy psa.
I gdy tak siedziałam z oczami pięć centymetrów od ekranu analizując dane, przyszedł Biskwit, przyjrzał mi się uważnie i zapytał dlaczego mam na nosie okulary...
... Dyni.
...
...
...
Kurtyna.





©kaczka

[1] Picie od rana zalecanych dwustu litrów wody dziennie wystawia mnie na ciężką próbę. Niejednokrotnie o poranku, chlupiąc wewnętrznie, ścigam się z Biskwitem w drodze do przedszkolnej toalety. Ponieważ los drwi sobie ze mnie chronicznie, przedszkolna toaleta dla dorosłych jest o poranku zazwyczaj zajęta. Możliwe, że kurduple zamykają się w niej, aby sztachać się misiami Haribo. Możliwe, że chowają się tam przed Biskwitem naszpanie. Możliwe, że młodociane praktykantki kryją się tam łykając valium przyklejone za rezerwuarem. A może po prostu, nie tylko ja mam cholernie nieelastyczny pęcherz? Powiadam, z ręką na sercu, nie zna życia ten, kto w chwili próby nie musiał użyć mikroskopijnej toalety, nie czuł jak kolana ocierają mu się o uszy, i nie słyszał, jak za drzwiami bez haczyka gromada cherubów toczy spór o to, czyja matka sika najgłośniej.

PS... tak, wygrałam.
13 comments on "[398]"
  1. Lkanie odwadnia! Lkaj, a zycie nie zamknie cie w mikrotoalecie 😀

    ReplyDelete
  2. Przedwczoraj płakałam w autobusie, bo był bez toalety... Tak że ten. Rozumiem do bólu. 🤣

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jak mnie kiedys Lufthansa rozplakala! Usnelam w samolocie, a gdym sie obudzila to ten juz ladowal i klozety byly zamkniete! A ja przed odlotem zjadlam siedem galek lodow i wypilam dwa kubki kawy! Nic to! - pomyslalam. Zaraz nas tu w tym Frankfurcie podczepia pod rekaw i dopadne toalety! Tymczasem samolot ladowal przez pol godziny! Po wyladowaniu jechal kolejne 15 minut na parking. Autobus, ktory mial nas dostarczyc do terminala gdzies sie zgubil. Gdy sie znalazl nalezalo odczekac na pare staruszkow, ktora uparla sie, ze zejdzie do autobusu sama. Szli tak przez tydzien. Gdy juz autobus sie zapelnil to kierowca postanowil wiezc nas jakas trasa krajoznawczo-turystyczna przez Monachium tudziez Bazylee. A gdy wreszcie nas dowiozl to toaleta w terminalu byla zamknieta, wiec jeszcze tylko kolejka do okazania paszportow i 20 kilometrow do odbioru bagazu i tam toaleta damska z obowiazkowa kolejka... trauma na reszte zycia! Jestem od tamtej pory tym pasazerem, ktory na wszelki wypadek spedza kazdy lot w toalecie i drukuje sobie mapke wucetow na lotniskach!

      Delete
  3. Tez zaliczylam w zeszlym roku przegrzanie sie obwodow (chociaz wlasciwie raczej powinnam powiedziec ze po ilus latach pracy po 70 godzin w tygodniu moje biedne neuroniki nie byly w stanie wypodukowac juz ani krztyny dopaminki. Co tam dopaminki, nawet kwas glutaminowy mi sie skonczyl wiec tak jakby wszystko padlo). W kazdym razie tez chodzilam na zebrania z karteczka oraz uskutecznialam "Mindfulness" ale dostalam tez od doktora rodzinnengo zolta recepte na fluoksetyne (moj prywanty Holender mocno sie przejal bo podobno w Kraju Wiatrakow takie rzeczy to tylko jak juz mysla ze bedziesz skakac z mostu... Co w sumie tak teraz sobie mysle powinno byc dosc nagminne zwazywszy ze most to wlasniwie na kazdym kroku). Spiesze doniesc ze bez podpory farmakologicznej wsztskie te dziewanny dziurawce i czekolada moglabym sobie zapodawc do usmiechnietej smierci... Takze ten - moze warto? A tak na marginesie ten caly Mindfulness na mnie nijak nie dziala bo jak ktos mi kaze "obserwowac mysli jak sobie przeplywaja prze glowe i wizualizowac stan zen" to robi mie sie ciemno przed oczami i z dwojga zlego juz chyba wole pic dziurawiec

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ha! Pewnie powinnam byla isc w farmako pol roku temu, gdym byla w srodku cyklonu. Cyklon sie skonczyl, teraz mam problemy nie z psyche, ale z soma. Sklejam, wiec na ziola i cukier poszczegolne uklady wewnetrzne w nadziei, ze obejdzie sie bez inhibitorow, antagonistow i blokerow 🙂 Ma to swoje plusy, bo jestem dla siebie dobra, czula i mila. Z minusow - mam dwie godziny po powrocie do domu z fabryki nim zaloze pidzame i umyje zeby 🙂

      Delete
    2. Mindfulness oraz wszelkie cwiczenia oparte na lewitowaniu nad tafla jeziora nenufarow to w moim wykonaniu kompletna porazka 🙂

      Delete
  4. A czy przemawiasz do siebie czule i zachęcająco? Jak do kogoś, kogo bardzo bardzo lubisz a widzisz że mu się troszkę to i owo w środku rozsypało? Świetnie kaczka, powolutku, dasz radę! Zuch dziewczyna! Pięęęknie. Kocham Cię, wiesz? Itak dalej w ten deseń.

    ReplyDelete
    Replies
    1. O tak! Mowie do siebie powoli, lagodnie i bardzo duzymi literami. Jest to ta narracja zwyczajowo przypisywana negocjatorom policyjnym.

      Delete
  5. Czy tylko ja się zdenerwowałam tymi problemami ze wzrokiem???

    Tego się, Kaczko, nie robi (naiwnym) czytelnikom :(

    ReplyDelete
    Replies
    1. Haniu, ale no wiesz, gdybym ten wzrok naprawde stracila to nie napisalabym notki.
      Zdenerwowalas sie, bo znasz szczegoly i sama przeszłas przez te doline :(

      Delete
  6. tak, tak, tez to przyzylam.... wstalam z lozka i zalozylam pierwsze okulary z brzegu, jade autem i wszystko takie rozmazane. Zatrzymalam sie i z placzem dzwonie do lubego, ze przez noc pare dioptrii stracilam a on na to - ok, ale dlaczego wzielas moje okulary? (ja -6, on -3). szczescie moje bylo wielkie. A stres nadal mi tezyczke takze rozumiem doskonale te litry wody ...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Chichocze dyskretnie w rekaw!
      To takie krzepiace, ze nie jestem jedynym przypadkiem!

      Delete