[59]

[5 Apr 2014]

(...)
Do szklanej gabloty, w której zamknięto akwapark Playmobil przycisnęła nos podekscytowana czterolatka.
- Tato, zobacz jaka piękna woda!!!
- To nie woda. To kulki z polichlorku winylu i trochę folii spożywczej. – burknął zblazowany ojciec.
Pod wieszaczkiem jeden z Rezolutnych Lisków tłumaczył matce.
- Patrz! Dynia przyniosła mi złote lody! Lody ze złota! Dla mnie!
- Przecież to zwykła kartka papieru i trochę brokatu. – odpowiedziała matka.
Abrakadabra.
Od jednego bezmyślnego zdania karoca zmienia się, nomen omen, w zwykłą dynię.
I dynią już na zawsze zostanie.

(...)
Nie doceniłam Lutra.
Wczoraj na drzwiach placówki przybił on kartkę: ‘Achtung! Szkarlatyna na pierwszym!
Psiakrew!
Pediatryczne bingo?

(…)
Norweski udał się do lekarza, bo rzęził gruźliczym kaszlem.
Internistka osłuchała Norweskiego prawdziwym stetoskopem, a następnie oczyściła mu aurę tajemniczo klaszcząc i machając rękami nad głową.  Na koniec zapisała opakowanie preparatu o fantazyjnej nazwie Ugumpalumpa, który to preparat, jak głosi ulotka, wyciśnięto z liści pelargonii.
Nie ma przebacz, trzeba albo zacząć w to wierzyć, albo leczyć się w Urugwaju.

(…)
Po raz pierwszy przekroiłam dziś pajdę swego czasu na połowę i  podzieliłam sprawiedliwie między me córki.
Korzystając z wymówki, że na zajęcia z dresażu nie wpuszczają niemowląt skoczyłyśmy z Biskwitem na mleko i kawę.
Biskwit nie docenił.
Uwodził emerytów, a potem usnął na dnie sklepowego wózka.
Korzystając z tego, że spał snem mocnym, urwałyśmy się z Dynią wprost ze stajni do teatru.
Teatr usadza dziatki w pierwszych rzędach, dorosłych upycha pod ścianami.
Do tej pory zdarzały się nam tam zwykle kukiełki i pacynki.
Tym razem, interaktywny teatr jednego aktora.
I Dynia, z parciem na scenę, siedząca w pierwszym rzędzie.
Zaskoczyła mnie.
Nie, iżbym nie wierzyła w swe córki, ale nie przewidziałam takiego obrotu zdarzeń.
Zgłosiła się, wdrapała na scenę, odpowiedziała logicznie na zadane w narzeczu pytania, zagrała i wróciła na swoje miejsce.
Gdy po zakończonym przedstawieniu rzuciłam się, by jej gratulować, zabiła cały romantyzm chwili wybebeszając zawartość  torby w poszukiwaniu resztek precla.
I AM SIMPLY HUNGRY!’ – rzekła mi z pretensją Melopmena, metr dwanaście.

(...)
Na marginesie.
Przyznaję, mogło mi się od precli i golonki coś poprzestawiać w poczuciu humoru, bo za wyjątkowo zabawne uznałam, gdy teatr jednego aktora udawał sowę animując tubkę kleju UHU.
Ba, rżałam ze śmiechu.
(Na swoją obronę, nie ja jedna. Może to jedynie zaraźliwe, nie chroniczne?)
- Ale jesteś pewna, że ogarnęłaś subtelność tego dowcipu? – zatroszczył się nagle Norweski, gdy streszczałam mu fabułę sztuki.
Biorąc pod uwagę, że dzień w dzień ten sam Norweski wpycha mnie bez skrupułów w błotniste odmęty miejscowej gramatyki, wysyła samotnie do okulisty po lekarstwo na zeza, oczekuje, że przedstawię pediatrze referat  na temat szczepień obowiązkowych, wydobędę z urzędu nieistniejące zaświadczenia, kupię w niesamoobsługowym karburator lub saturator, a w cukierni zamówię na określony termin tort z napisem ‘niech żyją nam’, zatem biorąc to wszystko pod uwagę, przyznaję, że ta nagła semantyczna troska o uhu! również zakrawa na niezły żart.

(...)
Modrzejewska.


©kaczka
51 comments on "[59]"
  1. W akcie zemsty poszczuj Norweskiego suchą szosą. Lub innym szeleszczącym badziewiem (nazywam się Grzegorz Brzęczyszczykiewicz). Teutonia to uwielbia. Tu: fala meksykańska.

    ReplyDelete
    Replies
    1. To bylaby pieszczota... ja pewnego dnia po prostu zabiore go do naszej ojczyzny i wysle po dokument do urzedu majac nadzieje, ze trafi na pania Halinke.

      Delete
    2. Niechby spróbował zdobyć decyzję na założenie instalacji gazowej w zabytkowej kamienicy :))) tak na rozgrzewkę :)

      Delete
    3. Korci mnie, korci aby sprobowac :-) Znajac jednak rodzinnie uwarunkowane szczescie Norweskich do wygrywania w loteryjkach (obrazkowych) oraz zasieg uroku osobistego, ktorego ja nie dostrzegam u Norweskiego, ale damy w okolicach 60+ i owszem, nie wykluczam, ze wrocilby do domu Norweski nie tylko z decyzja, ale i z aktem wlasnosci kamienicy :-)

      Delete
    4. ...gorzej jeśli dodatek do aktu własności stanowić będzie jakaś dobrze zakonserwowana dama 60+, która przesadnie uległa Norweskiemu urokowi. Mogłoby zrobić się Wam tam nieco ciasno;-)

      P.S. Oby początkująca mała Modrzejewska odziedziczyła po matce Kaczce lekkie pióro i popełniła kiedyś swoje własne "Memories and Impressions"... Smakowity to byłby kąsek literatury:-)

      Delete
    5. wlasnie mialam napisac to samo co zbiczasta :) Swojego czasu bedac na Mazurach z obecnym mezem (wtedy w roli absztyfikanta) wyslalam go do sklepu na jakiejs zabitej dechami wsi po mleko chleb i cos do chleba. Zezlilo mnie ze po wszystko sama musialam latac bo on "nie zna jezyka przeciez" biedaczek. Poszedl a ja rozplynelam sie nad wizja pocacego sie D. nad lada i usilujacego gestami i pogruchiwaniem przekonac Pania Zza Lady o wydanie odpowiednich prouktow spozywczych. I co sie okazlo? D. wrocil bardzo zadowolony z siebie z kompletem sprawunkow oraz jakimis dodatkowymi produktami. Jak to mozliwe? Otoz Pani Zza Lady zazwyczaj wrogo nastawiona do wszytskich turystow wpuscila go za lade gdzie mogl sobie powybierac co tam chcial.... Takze ten...

      Delete
    6. Tak, tak... urok osobisty (jaki u licha, urok?!) Norweskiego jest mieczem obosiecznym. Kilka razy juz sie o tym przekonalam :-)

      Zasygnalizowano zapotrzebowanie na memuary. Dynia spisuje na razie w dynskim, ale jest nadzieja. Z liter znamy juz Y, F, U, O. Jesli spotka UFO, bedzie jak znalazl :-)

      Delete
    7. Nawet będzie w stanie zanotować, że na próby nawiązania z nią kontaktu przez napotkane UFO zareagowała zaskoczonym "Yyyy..." ;-)

      Delete
  2. No...i żeby tak jeszcze wiedzieć jak brzmi szkarlatyna po teutońsku? Ukłony z podziwem.

    ReplyDelete
    Replies
    1. No to chyba nietrudne? Schkarlatinen popularis! ;)

      Delete
    2. CIA napisalo 'scarlet fever', wiec nie mialam wyjscia, musialam dopuscic do swiadomosci :-)

      Delete
    3. CIA dopisalo wczoraj w nawiasie Scharlach. Jesli to nie nowa jednostka chorobowa to droga zawilej dedukcji, tak wolaja tu na szkarlatyne :-)

      Delete
  3. @ Akapit pierwszy: A jednak, milczenie bywa złotem.
    Niektórzy dorośli nie dość, że widzą kapelusz zamiast węża, to jeszcze mają imperatyw dzielenia się tym z potomstwem. Szkoda.

    @ Reszta akapitów: Myślałam, że w swoim narzeczu Norweski rozróżni lekarza od szamana. Gdzieście trafili kumo?

    Dynia na estrady!

    @ Wszystkie: Kocham cię Kaczko!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Rzez wyobrazni powinna byc scigana i karana z urzedu.
      Ostrzegalam Norweskiego, ze jing i jang, ale uparl sie sprawdzic. To ma. Pelargonie w kapsulkach :-)
      Z wzajemnoscia!

      Delete
  4. nikt nie podrobi twojego poczucia humoru! ogarniasz subtelności dowcipu zdecydowanie :) ubawiam się po stokroć przy każdym poście :)

    ReplyDelete
  5. Czy jesteś przekonana, że Dynię umieszczasz w przedszkolu, a nie w pilnie strzeżonym dziale NASA ze skatalogowanymi próbkami wszystkich chorób, które wylazły z puszki Pandory?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ha! To w koncu INSTYTUT, powinnam sie domyslec wczesniej :-)
      Wyobrazilam sobie Rezolutne Liski ciskajace w siebie puszka Pandory. Piekny to obrazek!

      Delete
  6. Szkarlatyna: u nas takoż. A że jest na liście chorób do raportowania, to kartka wisi. Co do zaraźliwości jestem sceptyczna - pamiętam, że jak jedna młodsza siostra była chora, a druga ukradkiem żuła jej gumę do żucia - nie zachorowała.
    Lekarz - pamiętasz, że możesz pójść do dowolnego innego w razie czego, to kosztuje 10 Euro wpisowego? Ja w Lipsku zmieniałam na cito jak miły pan mi zdiagnozował zapadnięcie się płuca (a to było zapalenie oskrzeli).
    U nas: sąsiedzkie dzieci twierdzą, że trzymamy starszą w zamrażarce w garażu, bo ich mama mówi że małoletni nie mogą sami latać samolotem.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nic juz nie kosztuje. Chyba zmieniono regulamin. Mozna isc z marszu i za bezcen i bez podpisywania aktow lojalnosci do kogokolwiek, jako i uczynil Norweski. Fajne, ale brak numerkow skutkuje kilometrowa kolejka pod gabinetem. Wierz mi, ta lekarka wydala sie nam najmniej jing i jang z wszelkich dostepnych w okolicy. Przyjdzie nam chyba rozszerzyc promien i cieciwe poszukiwan. Tyle, ze to do kitu, bo gdy czlowiek w goraczce to ostatnia rzecz, na ktora ma ochote to wsiadac w ICE i jechac do Berlina w poszukiwaniu lekarza :-)
      Ach, zaczynam dzis Rueckbildungsgymnastik. Bedzie sie dzialo! Prawdopodobnie.
      Wikipedia podaje, ze jednym z objawow szkarlatyny jest paranoja i halucynacje. Moge szkarlatyne wiec u siebie zlekcewazyc. Oba objawy mam juz od dawna :-)
      Wyslaliscie znow dziecko samo w swiat? Okrutnicy!

      Delete
    2. Wiec ja znów moje dwa centy wtrącę ;-p
      Pewnie byłam dość słaba, ale nawet po Rueckbildungsgymnastik nie do końca znalazłam moje krocze ;-)) Pomimo, że na każdych zajęciach intensywnie go szukaliśmy, tzn. każda z nas jednak indywidualnie swoje.

      Życzę więc powodzenia i jeśli tą słynną windą wjedziesz na 3 piętro - to szacun ;-) (ja tkwiłam gdzieś tam wiecznie na drugim chyba).

      arbuz

      Delete
    3. Ani slowa o pietrach. A o pietrach na bank bym zrozumiala, bom sie nastawila. I zadnego szukania krocza. Moze dlatego, ze na tak ograniczonym metrazu na jakim odbywaja sie zajecia ma sie pod nosem krocza sasiadek i nie ma sensu szukac? ;-)

      Delete
  7. uwielbiam te wpisy :D

    ReplyDelete
  8. UHU, UHU!
    Kaczka mię rozbawia
    i podtrzymuje na duchu!

    ReplyDelete
  9. To pewnie Prospan mężowi pani dochtór przepisała? :-) U mnie pewnie by tym zapunktowała, bo ja wierzę w takie roślinne historie ;-))

    A w ramach odwetu językowego proponuję kontakt z okienkiem w pkp. To boli ;-))

    arbuz


    ReplyDelete
    Replies
    1. Arbuzie, i ja wierze w rosliny, miody, czosnki, ba! nawet w banki i pijawki. Ostatnio uwierzylam nawet w moc witamin. Prospan w porownaniu z Ugumpalumpa to solidny kawalek farmakologii. W bluszcz na kaszel uwierze.
      (Choc, gdy dwa lata temu niemiecka pediatra podarowala Dyni czopki z bluszczu to sie okazalo, ze maja dodatkowa, nie wymieniona w ulotce, zalete. Eliminuja zatwardzenia. I to jak!)
      Ugumpalumpa w tabletkach to pelargonia przypisana Norweskiemu w intencji 'na wzmocnienie ukladu odpornosciowego'? A do tego ta aura? Powatpiewam, ale Norweski zazywa. Niech mu wiec na zdrowie.

      Delete
    2. A ja pomyślałam, że w ramach potrzeb literackich bluszcz przesadziłaś w pelargonię ;-) Pelargonii w tabletkach jeszcze nie zajadałam, ale brzmi hm.. estetycznie. Tak więc smacznego mężowi :-)

      Choć mam wrażenie, że medycyna alternatywna w De jest w szerszym użyciu niż tam, gdzie nasza dzięcielina pała. W dobrym tonie jest np. pójść z noworodkiem do osteopaty, na co kasa chorych patrzy najczęściej przychylnym okiem. (Chociaż nasze dziecko nawet odporne na osteopatię okazało się być).

      arbuz

      Delete
    3. Hm, zależy jak na to spojrzeć. W końcu penicylina to tylko łatwiejsza w użyciu postać pleśni z pajęczyny, raphacholin to rzodkiew czarna + karczochy, neospasmina to głóg + kozłek lekarski, a tormentiol to kłącze pięciornika z dodatkiem cynku. :))) Nawiasem, pelargonia afrykańska działa silnie wykrztuśnie, bo pobudza rzęski śluzówki.
      Iza

      Delete
    4. Faktycznie! Nospa posrednio z opium, bromokryptyna ze sporyszu, aspiryna z wierzby, aminopteryna ze skrzydel motyla... Dobrze, ze przynajmniej paracetamol ratuje honor chemikow syntetycznych :-)
      Tormentiol to najlepsze co spotkalo swiat w walce z pryszczami. Nie jest wiec tak, ze w czambul, gardze kazdym ekstraktem z flory
      Gdy Norweski przyniosl te pelargonie do domu, rzucilam sie sprawdzac i tez mi wyskoczyla afrykanska jako srodek na kaszel. W tym wypadku jednak to nie afrykanska tylko tutejsza, ktora podobno poprawia odpornosc.

      Delete
    5. Paracetamol ratuje ten honor mocno średnio, przynajmniej jak o moją rodzinę chodzi. :) P-bólowo nie działa wcale, a konkretniej p-gorączkowo dopiero w ilościach, których wątroba nie nadąża metabolizować (ten metaliczny posmak... mmm...). Chyba jakieś niewłaściwe, anty-syntetyczne geny przekazałam. :)))
      Iza

      Delete
  10. Ja tam wchodze i wychodze do tych n...języcznych instytucji i nie wierzę, ze dobrze załatwiona sprawa. Dzisiaj biegłam pędem po wybojach i bruku, sprawdzic w lustrze, czy aby na pewno pani zrozumiała, że koniecznie chcę białe wypełnienie w ósemce...

    ReplyDelete
    Replies
    1. I co? Zrozumiala?
      Gdyz oni tu bardzo lubia upychac zloto w zeby! Strzez sie!

      Do tego mam wrazenie, ze kolor u mojego nowego dentysty ma drugorzedne znaczenie. Gdy przedstawial mi palete wypelnien mowil niemal wylacznie o cenach, wytrzymalosci, kompletnie pominal potencjalna estetyke :-)
      I tu kolejna narodowa cecha, zbyteczny detalizm, omowil wszystkie jakie mial dostepne, a potem powiedzial, ze i tak nadaje sie tylko jeden material (ku jego rozpaczy nie zloto), bo ubytek maly i nie ma sensu upychac tam nic innego. Ale kwadrans z zycia zmarnowany na sluchanie...

      Delete
  11. pamiętam taką sytuacje na naszym podwórku. Duży (wówczas trzyletni) bawił się z synem sąsiadów w naszej piaskownicy i gotowali różne rzeczy. potem syn sąsiadów pobiegł do swojej babci, krzycząc z zachwytem, że ugotował dla niej kotlety, żeby spróbowała jakie dobre. reakcja babci była mniej więcej w ten deseń: co ty mówisz, jakie kotlety, przecież to piasek jest, a w ogóle nie baw się tak, bo się ubrudzisz! dopiero, jak do niej zawołałam, że tu chłopcy wspólnie ugotowali i żeby spróbowała, to stanęła na wysokości zadania - dała się ponieść wyobraźni i nawet pochwaliła :). a dziecko było takie szczęśliwe...
    ale my tu na wsi i tak robimy za nieszkodliwych (a nawet czasem pożytecznych) dziwaków, więc mamy taryfę ulgową.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jak malutko, niewiele trzeba.
      Podcinanie skrzydel bez znieczulenia to wedlug mnie tez przemoc, nieomal fizyczna.

      Delete
  12. Jako wielbicielka medycyny "alternatywnej" chyba zażądam przeprowadzki za wschodnią granicę! Choć i tak mam we Francji szczęście, państwo bez wahania sponsoruje moją akupunkturę, homeopatię, osteopatię, haptonomię... Ku rozpaczy D., który krzyczy "a dług publiczny?" ;)
    A Dynia alias Modrzejewska jest na scenę stworzona, co obrazek ilustruje. I pięknie salutuje! Też bym po tym zgłodniała!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czytam twoja serie: Przychodzi baba... i powiadam, przy akupunkturze zaczelam sie wahac :-) Kilka kolejnych felietonow i moze jeszcze sie nawroce!

      Delete
  13. Kaczko, a jak tam paczka z trutką na szczury? Doszła?
    Pawian

    ReplyDelete
  14. Czy ja widzę Pippi? Bo myślę, że widzę, ale kto mnie tam wie...
    (to byłam ja, ta od analizowania każdego kadru, jaki tu wstawisz ;D)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Sokole oko! Pippi! Kupiona 'na wyrost' chyba dwa lata temu w H&M w Goeteborgu. W wyspiarskim H&M jej nie bylo stad przypuszczenie, ze popyt napedza podaz, a rozne serie trafiaja w rozne miejsca.
      A sypiac sol w rany, tkmaxx sprzedal mi tu ostatnio bardzo po taniosci komplet bohaterow Pippi wyprodukowany przez Micki http://micki.se/en/products/pippis-island-figurine-set

      Delete
    2. No i złamałaś mi serce :D O Ewkowym maleńkim serduszku nie wspomnę! I teraz nauka na przyszłość, że jak Pippi - ta z ilustracji książkowych, nie kreskówkowych - będzie gdzieś po taniości, to proszę o mnie pamiętać. Wszak mogę przelew międzynarodowy zrobić! No! :)
      Co do bluzki - ha! Jednak sokole oko :) Bo ja regularnie przeczesuję serwis aukcyjny hasłem Pippi :) I widziałam je. Na razie upolowałam używańca Name it z wizerunkiem książkowej Pippi, właśnie czekam na przesyłkę. Ale ciiii! To niespodzianka dla Ewki!

      Delete
    3. Jesli to odpowiada specyfikacji to moge zaraz isc kupic. Po taniosci :-)
      http://micki.se/sv/produkter/pippi-handvaska-25-cm

      Delete
    4. Dynia w takiej nosi jogurty i frukty do placowki.

      Delete
    5. Ooo! Fajnie by było! Zaczynam zbierać skarby z okazji majowej imprezy Ewki :) A Pippi na tapecie, nie dość, że książkowo, to jeszcze - Ewka wlazła w serial z 1969 r. :)

      Delete
    6. No to siup! Komus jeszcze, bo wisza tam dwa egzemplarze :)

      Delete
  15. Kaczko, wzruszająco i mądrze to ujęłaś, że czas matczyny można (i trzeba) dzielić sprawiedliwie jak chleb. Dynia urokiem i przebojowością przechodzi samą siebie, a głupota i gruboskórność niektórych... ech brak słów! i

    ReplyDelete