[57]

[1 Apr 2014]

(...)

Ten Pimm’s to nawet niezły wynalazek.
Człowiek wypije, a z ogórka zrobi sobie maseczkę.
(Wróć! Zrobiłby sobie, gdyby mu dzieci brudnymi łapami nie odłowiły ogórka i nie zeżarły.)
Jest Pimm’s. Jest lato.
Jest lato. Jest krokiet.
(Choć z krokietów to ja jednak najbardziej te z mięsem.)
Lato.
Kiedy ja ostatnio takie lato...?
Suche i bez pleśni?
Biskwit na cześć lata i dzięki Wróżce Zębuszce toczy pianę oraz tubalnym głosem domaga się miejsca siedzącego w środkach komunikacji miejskiej.
Zerkanie w gwiazdy i niuanse firmamentów już Biskwita nie kręcą. Biskwit chrzani freski na sufitach.
Tramwaj. Jedno się drze, bo chce widzieć okoliczności i nie życzy sobie statystować na drugim planie.
Drugie zagaduje przygodnych i nadal sieje zgorszenie tłumacząc, że ma na imię Coffee i że podróżuje z Biskwitem. Ja w jednej ręce wózek, w drugiej zakąski i napoje, w trzeciej rulony dzieł artystycznych, w czwartej papierek, czapeczka, chusteczka, ludzik, bransoletka, kalkomania...
- Coffee, cho no tu! Wysiadamy!- I am not Coffee!!! My name is Pretzel!
(Czujecie państwo opar absurdu, który spowija te wycieczki?)
Na drzwiach Instytutu pojawiła się wczoraj nowa kartka, naklejona na tę poprzednią.
Nowa kartka anonsuje co?
Ospę anonsuje!
Na drugim piętrze w grupie ‘Skocznych A(na)lfabecików’.
(Co zasadniczo niewiele zmienia w sytuacji na drugim, bo jak się drapali, tak się pewnie i dalej drapią tyle, że po większym metrażu. O swe dziateczki się nie martwię, martwię się o siebie, bo nie chciałabym brnąć przez ospę po raz trzeci, a mam skłonności i warunki.)
Kruchtę Instytutu przyozdabiają modele szkieletów 2D wystrugane w ubiegłym tygodniu  z patyczków do uszu przez grupę ‘Radosnych Makaków’ i  naklejone na czarnym jak smoła kartonie.To do spółki z kartką sprawia dość przygnębiające wrażenie.
Danse macabre. Kategoria 3+.
Chciałabym się mylić, ale cóż jeszcze pozostaje Lutrowi do przybicia na tych drzwiach, zawiadomienie o dżumie i kwarantannie?
Gdyż szczury leżą nadal.
Bardziej zmumifikowane, już nie nadające się na skóry przed kominek w domku dla lalek, porośnięte tu i tam kwieciem, ale leżą.
Mimo, że osobiście prosiłam ekipę, która grabiła jesienne liście, by zagrabiła i szczury.
Może to wbrew religii? Może w miejscowych wierzeniach zdechły szczur przynosi szczęście? A może zamiast die Ratt, winnam zagajać w lokalnym dialekcie. Das Rettle?
Ba! Norweski utrzymuje, że ktoś zdeponował martwego rodenta w naszym podwórkowym koszu na śmieci.
Miejmy nadzieję, że zgon nastąpił gdzie indziej, a zwłoki podrzucono. Ja naprawdę nie gotuję aż tak źle.

©kaczka
40 comments on "[57]"
  1. Nie znam Pimms'a, Pimms'u! To sałatka zalewana piwem?
    Krykiet to nie jest aby? - tu błysnę, żeby przygłuszyć nieco naiwność mojego pierwszego pytania ;)
    Pozdrawiam Cię Kaczko!!!!!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pimms w smaku jest jak koktajl "zachodzące słońce" sporządzany przez znanego mi ratownika znad suwalskich jezior (co wieczór sprowadzał do domu inną piękność z plaży i owym koktajlem, sporządzonym z wszystkiego co było w barku - w tym Beherovki - i soku malinowego skłaniał do współpracy, do której jego opalone i umięśnione ciało jeszcze nie skłoniło. Ja wiem, bo nieopierzonym podlotkiem będąc, spędzałam wakacje z babcią u niego w domu. Na innym piętrze, ale barek przechowywał we wspólnej kuchni.)

      To znaczy, Pimms nie jest zły, absolutnie - ale uważaj. I koniecznie ten ogórek.

      Ps. Jak długi wpis w nawiasie upoważnia do uznania za niepoczytalną? A jaki za nieprzeczytalną?

      Delete
    2. Przeczytalam. Unikac Pimmsa, ratownikow, czy babci?

      Moge jutro nie pojawic sie na wizji, bowiem odwaznie ide do dentysty :-)

      Delete
  2. ospę przyniósł praktykant (co wyjaśniałoby, dlaczego tak słabował...)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Rozpuszcze te plotke pod wieszaczkiem :-)

      Delete
    2. Czyli mianowicie nowy wymiar powołania. Takie miał, by nieść ospę pod strzechy. Nie bacząc na słabość, w oczy wiatr oraz subtelny aromat, pochodzący z gaci kilku przedszkolaków.

      Delete
    3. Kilku?!
      Tam odchodzi masowe sranie w gacie. :-)

      Delete
  3. Pimms'uuuuuaaaaaa nie znasz? Przedstawiam. Pimm's. PandeMonia. PandeMonia. Pimm's. Solidny angielski wynalazek. Miesza sie z lemoniada i polewa tym salatke. Jednoczesnie jesli dzieci beda szybsze w oproznieniu szklanki to nie tylko sie upija i usna, ale jeszcze spozycie warzyw i owocow im wzrosnie :-)
    Nie wiem, czy krykiet, czy krokiet, reguly byly plynne jak Pimm's. Krokiet jest taki bardziej chyba trawnikowy i nie ma swojej ligi: http://pl.wikipedia.org/wiki/Krokiet_%28gra%29

    ReplyDelete
    Replies
    1. No to dałam plamę. Pójdę pod tapczan possać kciuk.
      Krokiet-krykiet, brokat-brykiet, ogór-ogar-ogr, no kto to ogarnie!!!!

      Delete
    2. Nie ty pierwsza. Ja kiedys publicznie zelzylam tlumaczke Pippi Ponczoszanki, bo zaczela dzielo od: 'grali na trawniku w krokieta'. Jak mnie zyczliwie uswiadomiono, gdy juz przestalam siekac tasakiem ironii i sarkazmu, niekoniecznie musial on byc ziemniaczany ten krokiet :-)

      Delete
    3. Ja już wiem skąd to fopa! Bo ja grywam wyłacznie w golfa i pijam francuskiego szampana.
      To był zapewne krokiet ziemny.

      Delete
    4. Kret ziemny. A szampana tylko z truskawkami i kawiorem!

      Delete
    5. Wszystko razem w szklance, łącznie z kretem i krokietem. Wstrząśnięte i zmieszane!

      Delete
    6. W golfa w golfie.
      W krykieta z krokietem.
      W kreta brykietem (łup!)

      Delete
    7. Kret miły szkodnik, proszę w niego niczym nie rzucać, bo naślę jakiego TOZa, CIA albo innego skrótowca (może IKEA?)

      Delete
    8. Na terenie zamkniętych ogrodów działkowych można w krety rzucać i w ogóle - Kaczka, czy jesteś na terenie?

      Delete
    9. kret w golfie, z krokietem,
      rzut wykonal brykietem,
      gdy zajety krykietem
      sie zakrztusil kotletem

      hej! a co tam, ze sensu w tym nie ma!

      Delete
    10. Kotlet w gardle utknal kretu,
      nie skorzysta kret z klozetu!

      Bezsensnosc zarazliwa jest.

      Delete
    11. krokiet w rozkroku
      krakał w amoku
      że kret w klozecie
      od rzeczy plecie!

      o, bardzo, Kaczko, bardzo!

      Delete
    12. w zanadrzu krokiet
      kretowi dopiekl
      splywaj ty krecie
      z woda w klozecie!

      Delete
    13. Woda w klozecie
      szemrze po świecie,
      Że kret w berecie
      łka jako dziecię...

      Że jednak, wiecie,
      na dnie gdzieś, w krecie,
      (gdzieś przy kotlecie)
      marzy o Krecie!

      Kreta się marzy conocnie kretu
      żąda dla siebie teraz dekretu,
      w którym zakaże się grywać w krokieta
      oraz gillować przy tym kotleta!

      Zwołał więc hordę rosłych atletów
      upychać chciał w nich tonę kotletów
      Potem z lubością zamykał w klozecie
      dawszy uprzednio po jednej winiecie.

      a na winiecie stoi jak wół
      Że kret od dzisiaj to jest nasz król!


      Delete
  4. I napisz jeszcze, że ten ogród macie pod blokiem/domem, albo dobij mnie i napisz, że to Wasz i nie Mitbenutzung z całym blokiem, tylko tylko Wasz....
    A pogoda taka u nas na tej dalekiej Północy zrobi się pewnie, gdy u Was spadnie już śnieg.
    ecHm.
    zazdraszczam :-)

    arbuz
    ps. a Pimm'su też nie znam i... hmmmm. ;-)))

    ReplyDelete
  5. Na pewno zgon nastąpił gdzie indziej. Uważaj, jak Was sąsiedzi z góry zaproszą na obiad ;-)

    ReplyDelete
  6. wywołałaś Lutra we mnie, a nie chcę Cię martwić - tez było 95 na tamtych drzwiach.
    Jeśli chodzi o szczury, to może być podejście ekologiczne - wiesz, przyroda sama się oczyści, da radę bez naszej interwencji, jak zwalone drzewa na Słowacji. Leżą, bo się zwaliły, przecież nic nie poradzimy na to, że w poprzek szlaku. Szczury w końcu albo się zmumifikują albo mrówki je zutylizują.
    Ospa trzeci raz? Mnie do dziś pobolewa miejsce po śladzie po półpaścu. Pamięć komórkowa.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Polpasiec to szuja. A szczury mogliby chociaz kartonowym, eko nagrobkiem. Jak dla mnie to sobie tu moga nawet kopiec ze szczurow, ale dziecko! w dziecku obudzil sie Durrell i chce adoptowac przyrode ozywiona i martwa!

      (Na marginesie Durrella, Zuzanka! Podroz na Korfu to kopanie lezacej kaczki.)

      Delete
  7. Kwarantanna Kaczko konieczna!
    ;) Przez ciebie mam mokrą klawiaturę i uzależnienie w głowie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Sluchaj, Bebe, ja tu sobie jak Biskwit odgryzam lapy, zeby sie przed publicznoscia przedwczesnie nie wysypac z *naszym projektem* :-)))
      Ostatnio osmarkana.

      Delete
  8. Mnie Francuzi zbałamucili, bo myślałam, że Pimms to są nasze swojskie ciasteczka delicje! Bezalkoholowe niestety. Ale za to nauczyli mnie to co krokiet. Wygląda jak na zdjęciu, również niejadalny.
    A ta ospa, to może po prostu prima aprilis? :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ach, zeby prima aprilis!
      Nie, prawdziwa i WIECZNA!
      Gdzies w archiwum jest historia jak to dopadla mnie po raz drugi. Wierze zatem, ze i po raz trzeci by jej sie udalo.

      Delete
  9. buu, mój komentarz się gdzieś zapodział.
    Pimm's dla mnie to hmmm.... chyba pozostanę przy wodzie ;-)

    Ale ja zazdraszczam ogrodu - dobij mnie i napisz, że to Wasz. I że nie Mitbenutzung z blokiem calym, tylko tylko Wasz.
    ecHm ;-)

    arbuz

    ReplyDelete
    Replies
    1. Arbuzie, poprawie ci humor. Mamy balkon z widokiem na ogrod,bo Norweski po czterech latach obcinania trawy w angielskim ogrodku powiedzial 'basta!', a i ja sie nie wyrywalam. To ogrod przyjaciol. Oni sa obszarnikami i krokietnikami. A Norweski wieczorami siada przy stoliku na balkonie i czeka az sasiad z dolu zacznie przycinac trawe. Jak mowi, tylko po to, by popatrywac na niego ze zle udawanym wspolczuciem.
      Slowem, ogrod to my chetnie, ale z ogrodnikiem. Bez ogrodnika, mowy nie ma! :-)

      Delete
    2. A my z rozpaczy nieposiadania nawet widoku na ogród czyjkolwiek, przymierzamy się do wydzierżawienia kawałka zielonego z domkiem najchętniej.
      Plany z rozmachem, w sensie dumne pielenie rabatki z własnym szczypiorkiem i własną mszycą. Zakończy się zapewne na wyliczance, kto tym razem trawnik skosi i liście zgrabi ;-))

      Ale widok gołych stóp na trawniku zawsze mnie zazdraszcza i rozmarza (w sensie marzeń, a nie mrozu ;-) ).
      arbuz

      ps. Ha! I czyli jednak macie tam w okolicy bliższej/dalszej jakieś pocieszenie w ludziach :-) Fajnie :-)

      Delete
    3. Bedziecie dzialkowcami! Z mszyca, ale i z altanka? Bo ja za oknem mam tez pracownicze dzialkowe z ceramicznymi krasnalami. Rozwazam fotoreportaz.

      Pocieszenie? Hmmm... To paczka Norweskiego, co to po dysertacjach rozjechala sie po swiecie, a potem wrocila i jeden za drugim zadziwiajacym przypadkiem osiadla w okolicach Frankfurtu. Tyle, ze chemicy, a szczegolnie ci zaprzedani korporacjom to jednak specyficzna odmiana ludzkosci. Powiedzmy, ze bardziej pocieszony jest Norweski :)

      Delete
  10. siedze w BSL2 i czekam az mi sie virusik wtrzyknie tu i uwdzie i nadrabiam zaleglosci blogowe i dobrze zem tym razem w maseczke przyodziana bo inaczej oplulabym monitor :) wiem ze nie bede pierwsza ale - kaczko droga lovam Cie czytac :) A tak a propo epidemii na drugim pietrze to swojego czasu moja Pani Matka zapraszala do domu specjalnie dzieciarnie prezentujaca podejrzane objawy. Dzieki czemu zaliczylam odre, ospe i rozyczke w przeciagu jednego roku (byl hardkor) nie powiem. A jeszcze swinke takoz ;) Zazdraszczam bosych stop u nas dopiero co stopnialy ostatnie sniegi... Chwilowo szal cial i uprzezy bo na ten weekend zapowiadaja cale 15 stopni!

    ReplyDelete
  11. A co do szczurow to po takim czasie powinny to byc juz same szkieleciki obciagniete skorka - gdzie u was sie robactwo podzialo??

    ReplyDelete
    Replies
    1. Klimat u nas suchy? Albo od tego, co je strulo tak sie zmumifikowaly? Nie mam pojecia. Cud?

      Przy pietnastu w Newcastle chodza nago, wiec... :-)))

      A metoda Pani Matki... pelna jestem podziwu, bo ja jako nadzorca chorych, gdy juz osiagna poziom rekonwalescencji potrzebuje miesiecy na regeneracje. A tu takie natezenie!

      Wirus sie wstrzyknal?
      :-)

      Delete
    2. Pani Matka posiadala matke ;) babcia Zosia mieszkala na tej samej ulicy 4 domy dalej wiec mama spokojnie zostawiala mnie pod opieka babci. A Babcia pochodzila z kresow wiec przy wysokiej goraczce nacierala mnie spirutusem ;) miala tez przyjaciolke (tez z Kresow) ktora stawiala banki takze bylam obstawiona. Ale swinke jednak uczciwie dodam mialam jednak troche pozniej.
      U nas w zimie (przy minusowych temperaturach!) spoleczenstwo zenskie lazi w balerinkach. Na gorze czapki, szaliki, puchowe kurtki i do tego hgole stopy. Nie rozumiem. Jedyne wytlumczenie to takie ze zimna obumarly im juz wszytskie zakonczenia nerwowe stopach ;)

      Delete