Image Slider

621

[14 Nov 2010]
621.

(...)
That’s one small step for man, one giant leap for mankind.
Pod spodem chichot.
Kto zrozumie niemowlę?






©kaczka

620

[13 Nov 2010]
620.

(...)
Dzień feler.
Dzień defekt.
Najpierw o świcie wiadro niemowlęcego womitu udrapowane na moim torsie, udach, łydkach i wsiąkające w skarpety.
(Znać mleko na stułbiach oraz paczce ostrych papryczek nie wejdzie do kanonu gotuj zdrowo dla niemowlęcia.)
Autorka performansu – profesjonalistka w dziedzinie – sucha, womitem nietknięta i niezmiernie z siebie zadowolona.
Potem w przypływie fantazji rozwinęłam na podłodze hektar lśniącego koca ratunkowego i próbowałam nakłonić Dynię do przyjemnej i pouczającej zabawy w Apollo 11.
Winno mnie zastanowić, że Dynia na widok tej propozycji jakby znacząco wygięła usta w podkowę.
Nie zastanowiło, wiec w rezultacie w wymuszonym kontakcie z hektarem lśniącego koca ratunkowego Dynia wpadła w histerię.
(Łzy, smarki, wycie, sąsiedzi szukający numeru telefonu do opieki społecznej, takie tam.)
Jak przypuszczam na skutek tej traumy Dynia prawdopodobnie już nie weźmie udziału w pierwszym załogowym locie na Marsa.
(... mam wyrzuty sumienia...)

©kaczka

619

[12 Nov 2010]
619.

(...)
Na świętego Marcina – placek i latarenki.
Na świętego Mikołaja – prezenty.
Na świętą Łucję – grzane wino i szafran.
Do tylu przyjemnych rzeczy przychodzi nam przykładać wagę dzięki Dyni.
- Czy do Łucji, w drodze wyjątku, moglibyśmy przykładać wagę o zmroku, nie o świcie – pyta Norweski argumentując, iż rzekomo nie wypada chodzić do pracy zionąc od rana grzanym winem.
Wiadomo, że tak naprawdę trapi go myśl o pobudce przed wschodem słońca.
Tak jak ekspektatywa podrzucania bobków renifera albo oklejania się brodą z polietylenowego włosia.

(...)
Za oknem sztorm.
Pod ręką znowu Camilleri w błyskotliwym przekładzie.
(Znowu, bo od połogu czułam nieprzeparty wstręt do wszelkich zbrodni, których nie popełniłam sama.
Nagle mi przeszło.)
Za oknem sztorm, w książce Sycylia.
Łatwo przewidzieć kto zabił, za południem Włoch nie przepadam, jeden Montalbano nie uratuje galaktyki, jednak przekład jest tak zgrabny, a didaskalia tak równo przycięte, że sięgam po kolejne woluminy i napycham się nimi jak kulkami popcornu.
Dziś pod tę Sycylię garnek makaronu i rozmrożone macki w sosie ze słodkich pomidorów i wina.
Do gorzkiej kawy coppa tartufo lub kawałek spongaty.
Ktokolwiek wymyślił Lidl, niech mu będzie sowicie odpłacone za solidną resuscytację kulinarnych wspomnień.


©kaczka

618

[11 Nov 2010]
618.

(...)
plask...
...
plask
...
plask
...
plask
...
plask
...
plask
...
plask
...
plask
...

Plask o ziemię.
Chroniczny wstrząs mózgu kauczukowej żyrafy.
Ponad kwadrans (!) zajęło mi rozszyfrowanie, że to pikowanie to nie próba samobójcza zwierzęcia z lateksu, a jedynie uwieńczona niesłychanym sukcesem, próba klasycznego warunkowania matki.

podnieś z podłogi, podaj...
...
podnieś z podłogi, podaj...
...
podnieś z podłogi, podaj...
...
podnieś z podłogi, podaj...
...
podnieś z podłogi, podaj...
...
podnieś z podłogi, podaj...
...
podnieś z podłogi, podaj...
...
podnieś z podłogi, podaj...



©kaczka

617

[10 Nov 2010]
617.

(...)
Człowiek kilka dni do pracy nie pójdzie, a tam wszystko pozmieniają, przestawią i przetasują
Odeszła lafirynda od lodówek (!).
Święty Patryk wymówił (!).
Iksiński wycofuje się w głąb Wyspy (!).
Przyjdzie szukać nowych wrogów, nowych Klugscheißerów i nowych ambicji.
Jedyne czego mi żal to te Ambicje.

(...)
Woła mnie kilka dni temu Norweski przed telewizor, a tam kwiz, w którym jakaś HaNNA MontaNNa z nerkami i biustem na wierzchu, odziana w różowe falbanki, podskakuje z radości, jakby przeszedł koło niej ulubiony boy band.
Pytam, o co kaman?
Mówi Norweski, że ta HaNNa MontaNNa z nerkami i biustem na wierzchu i w falbankach, ma dwadzieścia dwa lata...
... ma dwadzieścia dwa lata i jest na ostatnim roku medycyny.
Tak, na tej Wyspie nie trzeba być Doogie Howserem, aby mieć dwadzieścia dwa lata i kończyć medycynę.
I dlatego nie chcę tej Wyspy dla Dyni.
Nie chcę, aby w wieku trzydziestu lat Dynia miała za sobą piętnaście lat stażu zawodowego.
Mowy nie ma.

©kaczka

616

[9 Nov 2010]
616.

(...)
Za oknem ściana deszczu.
Niż i sztorm.
Kot sąsiadów ledwie trzyma się chodnika.
(Taśmą velcro podkleić mu poduszki stóp!)
Łzy Dyni nad ciśnieniem atmosferycznym, nudą ogryzania tej samej żyrafy, brakiem życia towarzyskiego i nad fantomowymi zębami.
(Zęby są jak różowa klawiatura, śmieszna falbanka, jak odciski trylobitów w skamielinie dziąseł. Wapnieją tam od twarogu, który pochłaniam wiadrami. Są, a ciągle ich nie ma.)
Nie cieszy Dyni ani Gruffalo, ani very first words in Polish z działu niemowlęcej prozy w bibliotece.


©kaczka

615

[8 Nov 2010]
615.

(...)
Dziś Rubenito łyskał jednym zębem i połową drugiego, Klaudyna obnosiła się  intrygującą wysypką, a Henryczkiem targał pospolity katar.
(Wolałabym, aby Dynia zaraziła się wyłącznie zębami.)
... tak, nikogo tu nie zatrzymuje w domu intrygująca wysypka, a tym bardziej pospolity katar...

(...)
Odpowiedziałam wreszcie Szwedzkiej, że nie roszczę sobie praw do palmy, pierszeństwa i autorstwa.
(Po długim wrestlingu z myślami uznałam, że nade wszystko wolę jej nie zawdzięczać.)
Niemiecki Szef nie wypowiedział się w sprawie.
Wypowiedział się o Dyni.
Zawsze promował macierzyństwo.

(...)
Żeni się Młodszy Norweski i jest z tego sama zgryzota.
Nie żenił się było źle, żeni się – jest jeszcze gorzej.
- Moja matka nie akceptuje tego ślubu. – rzekł Norweski (Starszy), a ja z wrażenia wypuściłam garnek z rąk.
(Cztery lata temu, jak obłąkane kozice biegaliśmy po skałach jednej z najbardziej bezludnych wysp Bullerbyn, żeby pochwycić zasięg w telefonie, tylko po to, aby Frau Norweskoleśna mogła ratować rozpadające się narzeczeństwo za dwadzieścia koron za minutę plus VAT.)

(...)
Nie wiem, czy opiekunka, czy żłobek.

(...)
Nie mogąc sobie tego wszystkiego w głowie pomieścić, wyskoczyłyśmy z Dynią na ciastka (i kawę) do sąsiedniego miasta stołecznego.
Pociąg stał na peronie, głupio nie skorzystać.
W stołecznym dają wyjątkowo smaczne śmietanowe tarteletki z truskawkami.
Nie za słodkie, nie za gorzkie.
Nie za twarde, nie za kruche.
Idealne.
Gdybyż tak można te ciastka jeść w towarzystwie innych ciastek, nie zaś między talerzami frytek, bekonu i pieczonych ziemniaków z fasolą...


(...)
Z Armii Zbawienia.




©kaczka