[161]

[13 Apr 2015]

(...)
Pierwszy kadr.
Ostre, poranne słońce przeciska się przez żaluzje i zostawia na ciemnych ścianach cienko krojone plastry światła.
Biskwit wspina się na łóżko.
Oplata rękami szyję zaspanej Dyni.
Dynia obejmuje Biskwita.
Leżą przytulone.
Ładne.
[pstryk]

(...)
Drugi kadr.
Wieje.
Dynia i Jack London biegną chodnikiem trzymając się za ręce.
W plecakach obijają im się jakieś puste plastikowe pojemniki i metalowe butelki.
Dynia i Jack, zdyszani, przystają pod słupem z plakatami.
Dynia opiera się plecami o słup, włosy potargane wiatrem zakrywają jej twarz.
Jack pochyla się i delikatnie odgarnia pasemka.
Jedno po drugim.
Ładne.
[pstryk]
Kilkanaście lat póżniej byłby z tego nadzwyczajnie romantyczny moment na bank zwieńczony pocałunkiem.
Nie teraz.
Teraz Jack demoluje romantykę, z dzikim rykiem szarpie Dynię za włos i zwiewa.
Dynia w ryk.

(...)
Trzeci kadr.
Słoneczna plama.
Siedzę na ławce oparta o stary, pruski mur.
Spijam menisk znad kawowych fusów.
Kawa jest z Hajfy albo z supermarketu.
Przez trawnik biegnie trójka bosych.
Dynia, Ryfka, brat Ryfki.
Za nimi na czterech galopuje Biskwit.
Wszyscy blond. W słońcu nieomal platynowi.
Brat Ryfki z lokami do ramion.
Lecą z miską rwać cytryny z drzewa [1].
Będą robić lemoniadę.
Dwunożni rwą, Biskwit klęczy, zanosi się śmiechem, bije brawo.
Ładne.
[pstryk]

[1] mamy tu niezły południowy klimat, ale drzewa zimują w szklarni

(...)
Czwarty kadr.
Dynia i Rubenito.
Wideokonferencja.
Weisst du? Das ist meine Schwester.’ – mówi  Dynia podnosząc za kołnierz do kamery wierzgającego i zdegustowanego Biskwita. Jej niemieckie rrrrrrr jest tak ostre, że mogłoby otwierać konserwy ze skumbrią w tomacie.
Rubenito, który kompulsywnie przebiega przed kamerą ze świetlnym mieczem, zatrzymuje się zdezorientowany.
You speak funny!
No! I speak GERMAN!
Ładne.
[pstryk]

(...)
Piąty kadr.
Dynia i Ryfka leżą na tapczanie.
Wyjęły z półek książki Ryfki.
Gruffalo’, ‘Room on the broom’, ‘The cat in the hat’.
Po hebrajsku.
Czytają.
Dynia tradycyjnie od przodu do tyłu.
Ryfka – oficjalnie – od tyłu do przodu.
Ładne.
[pstryk]
Lubię twoje książki, Ryfka.’ – mówi Dynia. ‘Od razu wiadomo, co jest na końcu!
(... o czym należy pamiętać sięgając po hebrajskie powieści detektywistyczne...)

(...)
Szósty kadr.
Róż i baletnice [2].

Ładne.
[pstryk]
Bardziej dygas niż Degas, prawda?

[2] pozowałam kończynami górnymi

(...)
Siódmy kadr.
Poranne słońce błyskawicznie podgrzewa imitację marmuru na klatce schodowej.
Schodzę boso do skrzynki na listy.
Ładne.
[pstryk]

(...)
Ósmy kadr.
Wyjeżdża Hauptcioteczka.
Na pożegnanie podaję mielone.
...
...
z soi.
Nikt się nie zorientował.
(MWHAHAHAHAHAHAHA!!!)
Mówcie mi: Lukrecjo!

©kaczka
43 comments on "[161]"
  1. Och, Ty nawet opisując zdjęcia tym swoim lakonicznym językiem robisz to tak obrazowo, że czuję jakbym oglądała z Tobą album rodzinny, Lukrecjo Ty moja :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oglądała, to mało powiedziane... Usłyszałam ten śmiech, poczułam krągłość cytryn i ciepło schodów... Podziwiam nieustająco. :)

      Delete
    2. Jak ja sie ciesze, ze nie tylko mnie ciesza te zdjecia! :*

      Delete
  2. Replies
    1. Norweski nie znosi rodzynek i suszonych sliwek. Gdy mnie wyjatkowo zirytuje, tne rodzynki i sliwki na atomy nozyczkami do paznokci i dosypuje do potraw :-) Tak, ze ten tego...

      Delete
    2. Juz widze jak z tych przecietych wiązań chemicznych uwalnie sie ta ZUA I CZARNA energia!!!!

      Delete
    3. Siadam naprzeciw przy stole, mruze oczy i pytam glosem lepkim jak miod: 'smakuje ci, prawda?' Och, zemsta w sosie na cieplo.

      Delete
    4. Już nie powiem czego dosypujesz rodzinie do płatków śniadaniowych...łyżeczka za łyżeczką... :P

      Delete
  3. Lukrecjo, podrzuciłabyś przepis na te podstępne mielone, przetestuję na teściu.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dwa w tym przepisie sa kluczowe elementy. Takie suszone farfocle z soi dystrybuuowane przez sklep bio-eko-sreko, ktore nalezy nawodnic bulionem z warzywa. I sekretny skladnik - cynamon, ktorego szczypte dodaje i do normalnego mielonego, a ktory soi w zaskakujacy sposob dodaje miesnosci. Reszta przypraw to cokolwiek wpadnie mi w rece. A ma co wpadac, bo zebralam wreszcie w jednym miejscu wszystkie nasze przyprawy. Pokaze ci zdjecie :-)

      Delete
  4. pierwszy i ósmy moje ulubione ;)
    :D

    ReplyDelete
  5. Kaczko, gdzie się można do Ciebie odezwać mailowo?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Joanno, zapraszam tedy blogkaczki(malpa)gmail.com Staram sie ze wszystkich sil odpowiadac pospiesznie, ale czasem zdarzaja sie obsuwy :-)

      Delete
  6. Kaczko, ale po polsku to się tak naprawdę nie nazywa "mur pruski" - to ma znacznie bardziej naszą nazwę - mur sztrychulcowy (tak, wiem że źródłosłów przymiotnika jest jak najbardziej niemiecki...)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kogoz widza moje oczy!
      '... oparta o mur sztrychulcowy...' tez ladnie!

      Delete
    2. jak najbardziej mur pruski lub mur szachulcowy. a najbardziej po polsku to będzie ryglowy. zaś niemiecki źródłosłów to ma inna jego nazwa czyli fachówka tj Fachwerk. olala

      Delete
    3. Pozwolę sobie dopowiedzieć. W murze szachulcowym wypełnienie między drewnianymi elementami konstrukcji stanowi glina wymieszana z trocinami czy sieczką. W murze pruskim tym wypełnieniem są cegły.
      Ale:
      W internetowym słowniku języka ojczystego znalazłam słowo "strychulec', którego jednym z dwóch znaczeń jest - o ile dobrze pamiętam "deseczka do wygładzania cegieł". Więc może stąd wziął się sztrychulec?
      Pozdrawiam - cicha wielbicielka

      Delete
    4. A w poznańskiem sztrykować to robić na drutach.

      Aleś ładnie pocięła rzeczywistość, Kaczko! Na grube, soczyste plastry, Mniam.

      Delete
    5. Szalenie podoba mi sie budowlano-architektoniczna odnoga tej notki!
      Monia, :*

      Delete
  7. ...metalowe butelki..? Manierki?
    bardzo ładne!

    ReplyDelete
  8. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Taka przedszkolna moda, a wlasciwie to chyba koniecznosc. Wyprobowalismy z dziesiec rozmaitych butelek, dopiero jakas szwajcarska metalowa technologia okazala sie przyjazna rodzicom - nie przecieka, nie peka, nie strzela napojem w oko.

      Delete
  9. Co prawda zupełnie nie wiem co napisać w komentarzu, ale faktem jest , ze przychodzę tu czwarty raz i czytam wszystko od początku...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja też.

      Siedzę nad zdjęciami, wszystkie takie, że przychodzę i siedzę ciągle od nowa.

      Jak Ty dziewczyno ładnie zwalniasz migawkę powieki.

      Delete
    2. Toscie mi w skrzydla dmuchnely, drogie kumy!

      Delete
    3. a myślałam, że tylko ja jestem tu znowu :P
      czytam i zęby suszę. w uśmiechu
      ula

      Delete
  10. mielone z cynamonem, mielone z cynamonem - przepalają sie mi kucharskie neurony. jednakowoż nie omieszkam przetestować będąc na wznoszącej fali wegeizmu. a kadry to jak laski emocjonalnego cynamonu, y, dynamitu. piękne i ciepłe
    b.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziekuje!
      Ja tez nie moglam uwierzyc w ten cynamon, ale gdym juz sie przemogla... szczypta i masz nowa odslone mielonego :-)

      Delete
  11. Replies
    1. Probuje sie z fotografowaniem bardzo ozywionej natury :)

      Delete
  12. To już uzależnienie, Lukrecjo!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardziej lenistwo i skapstwo. Moglam naruszyc zelazny zapas pierogow, albo wykorzystac ten pakiet suszonej soi. Pierogi sama zjem! :-)

      Delete
    2. I słusznie! Do lipca muszą ci bowiem wystarczyć.

      Delete
  13. Nieźle wypadasz jako kadrowa. Wręcz pierwsza kadrowa.
    Ale kotlety z soi serwowane z premedytacją to czyn płytki i niegodny. Lukrecji nie będzie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wysoki Sadzie, obrona chcialaby wskazac na nastepujace okolicznosci lagodzace. Po pierwsze, oskarzona w zyciu nie wykonalaby odwrotnego manewru polegajacego na zmieleniu kielbasy i dodaniu jej do spyzy wegetarianom (a plaskosc tego czynu dopiero bylaby plaska!). Po drugie, oskarzona nie wypuscila produktu na rynek pod nazwa: mielone z najprawdziwszego miesa. Produkt byl otagowany jako 'taki tam eintopf z warzyw z klopsikami' i oskarzona nie czuje sie odpowiedzialna za interpretacje i asocjacje konsumentow. Po trzecie, oskarzona dzialala dla dobra rodziny. Nadworny lekarz zalecil Hauptcioteczce bezwzgledna zmiane diety i trybu zycia. Hauptcioteczka sie miga, utrzymujac, ze produkty wege sa niejadalne (zaprzecza temu dokladka z klopsikow), a oskarzonej nie bardzo jest na reke, aby Norweski zostal sierota. Biorac pod uwage powyzsze, uprasza sie o lagodniejszy wymiar kary :-)

      Delete
  14. Sąd jest głęboko acz nieszczerze wzruszony argumentacją obrony.
    Jednak argument o większej wadze czynu odwrotnego, i.e. dodania habaniny wegetarianom świadczy o karygodnej asymetrii wartościowania i nie trafia nam do przekonania jako zdeklarowanym mięsożercom.
    Biorąc pod uwagę urodę wcześniejszych części wpisu udajemy że nie słyszymy ckliwych wtrętów o działaniu dla dobra ogólnego i wyzierającego spomiędzy wierszy dyktatu warzywnego.
    Lukrecjo.

    ReplyDelete
  15. Dyńgas.
    Ładne (pstryk).
    Finał mnie rozłożył, buhehehe.

    ReplyDelete