597

[21 Oct 2010]
597.

(...)
Rubenito-Zięcionito odziany w czerwoną pikowaną kurtkę ma na stopach najkrwistsze, najczerwieńsze lakierki.
Ten sam błysk i lakier importowało się kiedyś z NRD.
Onegdaj jasny obiekt mego pożądania.
Nie mogę oderwać wzroku.
- Besitos! – woła mama Rubenita-Zięcionita i Rubenito na komendę popyla na czworakach, aby siarczyście cmoknąć niczego się nie spodziewającą Dynię w chomiczy, ośliniony policzek.
- Co do diaska? Gdzie z łapami! – zdaje się mówić wzrok Dyni.
Wzrok i usta wygięte w podkowę.
Rubenito – śródziemnomorski macho – ignoruje podkowę i cmoka Dynię jeszcze siarczyściej.
Dynia eksploduje radosnym gulgotem i pozwala się całować do końca zajęć z przysposobienia bibliotecznego.

©kaczka
3 comments on "597"
  1. Wyleciałam, poleciałam, wyleciałam ,przyleciałam ,a tu Panie Dziejku Kochany się dziejeeee. Uch. Nawet we hrabstwie moim byliśta. Piękne nie prawdaż? No i powrót do rodzimej onomastyki cudem uratowany. Z góry albo z dołu , bo to nigdy nie wiadomo, Bóg zapłać.

    ReplyDelete
  2. uczą się wypisywać rewersy?

    ReplyDelete
  3. Hermi, pani biblioteczna rozklada piernat na podlodze i rozsypuje na nim ksiazki, a matki wypuszczaja dzieciatka z blokow startowych.
    To zajecia w ramach 'intervention programme originally aimed at improving the life chances of children from a disadvantage area of Oxford...' :-)
    Zoska, w takim razie mieszkamy tuz za plotem :-)

    ReplyDelete