[30 Apr 2004]
(...)
Czasem nie bardzo rozumiem.
Nadzwyczajną popularnością cieszy się wśród matek tubylczych zegarek gro-clock.
Budzik, który zamiast cyferblatu ma ciała niebieskie.
'Stay in bed until you see the sun!' – krzyczy z reklamy producent.
Brak zegarka wyniknął w rozmowie, gdyśmy między bułką a bibułką podzielili się rodzicielskim doświadczeniem, że o siódmej dwanaście w weekendy Dynia oczekuje śniadania.
- Nie macie gro-clock?! – zgorszyły się mateczki. – Natychmiast kupcie gro-clock. Nastawcie na dziewiątą i zabrońcie wychodzić z łóżka zanim kurant nie wybije!
I to jest ów fragment, którego nie rozumiem.
Jeśli śpi snem nieprzerwanym od siódmej do siódmej, za oknem świergolą ptaki, oryginalne słońce wciska się przez firanki to w oczekiwaniu na ten kurant miałabym nakazać dziecinie tkwić we własnym łóżku przez dwie godziny?
Nie ma malarycznej śpiączki, za dnia przyśnie na godzinę lub dwie, to ile jeszcze ma siedzieć w piernatach rozmawiając z Dżordżem niemową?
Nie trzyma mi się to żadnej ideologii.
Z wyjątkiem, tej, że tak, czasem i ja chciałabym wrócić do czasów, gdy sobota zaczynała mi się podwieczorkiem.
Ale, zauważam z nostalgią, brodzę w innej rzece.
(...)
Szybko pojęła, że spolegliwych omijają konfitury.
Ponieważ przy wejściu do placówki anglikański zakład wychowawczy skupiał całą uwagę na tych, którzy wyli i darli szaty, Dynia uznała, że omijają ją przywileje i zainteresowanie zebranych.
Od miesiąca urządza zatem na wstępie widowisko światło-dźwięk (głównie dźwięk) ‘nie porzucaj mnie tu, tato!’, czepia się Norweskich kolan, bezlitośnie wykorzystuje każdą nanosekundę ojcowskiego wahania.
Gdy tylko targany wyrzutami sumienia Norweski znika za progiem, Dynia rzuca się ku malarskim fartuchom, odziewa się i w znakomitym nastroju, jak gdyby nigdy nic, oddala się produkować kolejne landszafty.
Natomiast oddawana przeze mnie do depozytu rozbiera się w biegu, niczego się nie czepia i czasem tylko jej plecy powiedzą mi ‘Tschüss!’. Acz i to niekoniecznie.
- Nie lubisz zakładu, Dyniu? – pytam.
- MAJN LIKE! – obrusza się Dynia.
Nie ma innego wytłumaczenia.
Nie tylko pojęła, że spolegliwi są ostatni w kolejce do deseru. Ma też w ręku schemat wszystkich słabych punktów Norweskiego.
©kaczka